sobota, 16 września 2017

Kiedy zabraknie ci hałasu

Trzasnęła drzwiami, aż huk rozległ się po domu. Nikt jednak nie zdołał na nią krzyknąć, bo szybkim krokiem przemknęła po schodach, wędrując na przystanek autobusowy. Och, jak ona by już chciała w końcu się wyprowadzić. Niestety wciąż nie starczało jej na zakup własnego mieszkania. Chociaż odpuściła trochę wyjść ze znajomymi i kupno nowego laptopa, to wciąż musiała szukać dodatkowych zleceń na teksty. Wiedziała że nie uzbiera całej sumy, zanim w końcu nie wytrzyma i zabierze wszystkie rzeczy, nie pojawiając się już nigdy w domu. Jednak zawsze wolała trochę się ubezpieczyć i nie rzucać się na głęboką wodę. Nie wróci z podkulonym ogonem prosić o swój kąt u rodziców. O nie!
Wcisnęła się do zatłoczonego autobusu. Znów zapomniała swoich słuchawek. Teraz mogłaby ukoić swoje nerwy muzyką. Zamiast tego musiała słuchać wrzeszczących dzieci, zapewne jadących do szkoły na zakończenie roku szkolnego. Samo wyjście z domu nie uwalniało ją od hałaśliwego rodzeństwa. Czasem zazdrościła znajomym, że są jedynakami. Wcale nie uważała ich za rozpieszczonych, jak twierdzą stereotypy. Nie musieli słuchać krzyków, jęków, ciągłego marudzenia. Wiecznego: „Pomóż siostrze/bratu”, „Przecież on jest młodszy, jeszcze tego nie umie”, „To tylko dziecko”. A ona pragnęła tylko spokoju. Chwili wyciszenia. Niestety gdy tylko wracała do domu, słyszała te chmarę dzieciaków i ciągłe prośby.
Zbyt gwałtownie pociągnęła za drzwi do wieżowca, w którym pracowała. Niemal zderzyła się z kolegą z pracy. Jednak w ostatniej chwili cofnął się z lekko podniesionymi rękoma, a potem wyminął ją, odwracając się za siebie. Eliza nie zawracając sobie tym głowy, powędrowała do swoje pomieszczenia, gdzie w spokoju mogła oddać się pisaniu artykułów. Położyła torebkę na podłodze i spoczęła w wygodnym, kręcącym się fotelu. Odchyliła głowę i rozchyliła ramiona. Odetchnęła z ulgą, napawając się chwilą spokoju. Przez cienkie, ale jednak ściany, nikt nie mógł jej zobaczyć. A współpracowniczka z którą od niedawna musiała dzielić to pomieszczenie, zapewne poszła na papierosa, jak kolega, którego minęła. Westchnęła, uśmiechając się lekko. Przyzwyczaiła się do Kaśki. Nawet do tego jej potwornego jedzenia, które wyglądało okropnie, a uważała je za zdrowe. Tak jak teraźniejsza dziewczyna, też paliła i to zawsze o stałych porach. Jednak trafiały do siebie z poczuciem humoru, a właśnie to tak bardzo różniło ją od Hanny. Dziewczyna też kompletnie nie potrafiła się zamknąć! Gadała jak najęta i to o wszystkim. Eliza chcąc nie chcąc, znała przynajmniej połowę jej garderoby, codzienny rytuał, kilkunastu sąsiadów, poranny rozkład jazdy autobusów linii 706 i 702, a nawet historię przeglądarki jej „Misia”, jak zwykła określać swojego narzeczonego. Ona naprawdę nie znała umiaru, co do prywatności. Nawet nie zostawiała jej sobie. Na nic się zdały spokojne próby Elizy, aby dała jej spokój. Dziewczyna po prostu nie umiała słuchać. Nawet nie zwracała uwagi czy przytakujesz, odpowiadasz, dopytujesz. Hanna tylko widziała, że jesteś i tyle jej wystarczyło. Toteż Eliza poważnie żałowała, że nie potrafiła nagle zniknąć lub stać się niewidzialną.
W jednej chwili podniosła się i włączyła komputer, bo usłyszała parę kroków za drzwiami. Odetchnęła z ulgą, jednak krzywiąc się lekko. Mimo że to nie szefowa, która ostatnio chodzi jak struta, to towarzystwo Hani również jej nie pasowało. Dziewczyna jednak wcale nie przejmowała się reakcją na swój widok. Chociaż Elizie wydawało się, że nie dostrzega tego. Jak zwykle uśmiechnięta, odsunęła za ucho jasnobrązowe włosy, które jednak ponownie wróciły na miejsce, układając się w fale.
— Nie zauważyłam kiedy weszłaś — odezwała się, siadając naprzeciw.
— Spieszyłam się — rzuciła krótko Eliza, otwierając plik z artykułem, który wymagał jeszcze drobnych poprawek.
— Życie w biegu nie służy — zauważyła ze śmiechem.
— Palenie też nie.
Hania na moment naprawdę się uciszyła. Jednak potem wspomniała coś o tym, że pomaga jej się to uspokoić i tak dalej, ale Eliza totalnie pochłonęła się w wir pracy. Przez te wszystkie lata nauczyła się pracować w hałasie, który kompletnie znienawidziła. Mając dwójkę rodzeństwa, z czego jedno już niańczyło dwoje swoich i to w domu rodziców, spokój nie potrafił się tam zadomowić.
Ostatnie kliknięcie i teraz już musiała czekać tylko na sygnał od szefowej, gdy uzna że należy coś poprawić. Eliza niemal błagała w myślach, aby wszystko jej pasowało. Chciała zabrać się już za kolejne zlecenie, którego nie mogła odstać zanim tutejszy nie zostanie zakwalifikowany. Obawiała się, że zły humor szefowej może wpłynąć na jej niekorzyść.
— Siema. —  Do pokoju wszedł ten sam chłopak, na którego niemal dziś wpadła. Położył parę kartek na biurku Elizy i uśmiechnął się do Hani.
— Co to?
— Materiały na artykuł. Szefowa jest zadowolona z twojego tempa pracy i szczególnie z jakości artykułów — rzucił, odwracając się. — No nic tylko stopy całować i pokłony składać. — Udał że wymiotuje. — Jesteś u nas niecałe pół roku, a ona jest w tobie niemal zakochana, mimo że stawiasz jej się…
— Przynajmniej masz pewność, że nie liże nikomu dupy. — Uśmiechnęła się znacząco, już otwierając kolejny plik, aby zacząć artykuł.
— Skąd masz tyle energii, co? — dopytywał zaskoczony.
— To nie energia, a motywacja — wyjaśniała. — Kurwa mać! — zaklęła, bo znikł obraz monitora.
Od razu pochyliła się, aby sprawdzić gniazdko czy przypadkiem nie odłączyła kabli od kontaktu, ale wszystko wpięte jak należy. Hanna również zauważyła brak prądu.
— Mogliby w końcu pokusić się na UPS—y — powiedziała bardziej do siebie.
— Na co? — Hanna skrzywiła się lekko.
— Awaryjne zasilacze. Obawiam się, że teraz mój komputer znów nie zapisze tego co zaczęłam — marudziła Eliza, siadając z powrotem przy biurku.
— Przyda ci się odpoczynek — stwierdził kolega. — Jakiś masaż czy coś — rzucił, zbliżając się do niej i kładąc ręce na ramionach. — Wiesz ja całkiem nieźle je umiem.
Wzdrygnęła się, czując jego dłonie na sobie.
— Nie potrzebuję — powiedziała szorstko, spinając się cała. — Weź te ręce — wycedziła.
Wziął dłonie do góry i skrzywił się lekko. Odszedł z pokoju, rzucając że tylko chciał być miły.
Czekała w milczeniu aż jej komputer ponownie się włączy. Tym razem Hania, widząc nastrój dziewczyny, w końcu zrozumiała że nie czas na odzywanie się.



Westchnęła, myśląc o podróży w zatłoczonym autobusie, która czeka ją dokładnie za dziesięć minut. Jednak nie mogła teraz myśleć o samochodzie, kiedy to mieszkanie ustawiło się na pierwszym miejscu w hierarchii jej potrzeb. Własny kąt. To jest coś. Nagle poczuła na sobie kilka kropel. Przeklęła w myślach, że wyjęła dzisiaj parasolkę, zanim wyszła z mieszkania.
— Hej, może cię podwieźć? — usłyszała głos Marcina z prawej strony.
Odwróciła się, widząc go przy granatowym aucie. Na jej oko koło peugeota. Zerknęła w stronę autobusu — nie miała daleko. Co więcej autobus nie jechał długo. Przecież też zapłaciła za bilet miesięczny.
— Nie, dzięki. Do autobusu mam niedaleko.
— Do mojego samochodu też — zaśmiał się. Kiedy Eliza nie odpowiadała nic dłuższą chwilę, dodał: — Deszcz cię nie zmoczy. Nie będziesz jechała w tłoku. Unikniesz korków i co lepsze dojście do domu zajmie trzydzieści sekund — próbował przekonać. — No i zapomniałbym o moim towarzystwie. — Puścił do niej oczko.
Pokręciła głową i zasunęła torbę, aby nie zamoczyła się jej zawartość.
— Nie spieszy mi się do domu. Przejdę się, podjadę autobusem — odezwała się — ale dzięki za propozycje — dodała i założyła słuchawki na uszy, odchodząc w stronę autobusu.
— Ech… uparta — mruknął pod nosem. — Twoja strata — dodał bardziej do siebie niż do niej, bo ona nie mogła go już usłyszeć.


Tylko weszła do domu, a czuła się, jakby znalazła się w jakimś równoległym świecie. Krzyk, ryk i zero spokoju. Mnóstwo ruchu i pełno emocji. Nie zdążyła wejść do swojego pokoju, kiedy już mała blondynka niemal przykleiła się do jej nogi.
— Ciociu, Marek mi dokucza —poskarżyła się Justyna na brata.
Na korytarz wbiegł szczupły chłopiec w wieku czterech lat i krótkich, niemal białych włosach. Brudne kąciki ust, od razu rzucały podejrzenie, że mały znów dorwał czekoladę przed obiadem. Eliza tylko westchnęła i próbowała odczepić od siebie siostrzenice, ale gdy tylko ukucnęła, ta od razu się do niej przytuliła.
— Co jej robisz? — rzuciła krótko w stronę siostrzeńca.
— Wzięła mi moją czekoladę — odparł z wyrzutem, naciskając na przedostatnie słowo.
— Nie chciał się ze mną podzielić.
— To jego czekolada i nie musi się nią dzielić. Jego wybór — próbowała wytłumaczyć spokojnie.
— Ale on ją zabrał mamie z szafki — poskarżyła od razu.
— Ona kłamie! — bronił się Marek.
— Jezuuu, Sebastian! — krzyknęła, mając nadzieję, że chłopak siostry już wrócił z pracy.
— Co jest? — zapytał, zanim jeszcze zjawił się tuż przed nią.
— Weź swoje dzieci i załatw ich problemy, dobrze? — odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie. — Jestem cała mokra i chciałabym się umyć, zamiast bronić twojej córki i dochodzić kto ukradł czekoladę z szafki Baśki.
— Spoko, spoko. Justyna, Marek. — Skinął na nich głową. Marek potulnie poszedł za ojcem, jednak mała wciąż przytulała się do Elizy.
— Nic ci nie zrobi — przekonywała już całkiem spokojnie.
— Chodź, Justysia. — Sebastian wystawił do niej ręce. To wyraźnie ją uświadomiło, że faktycznie nie się jej nie stanie. Jednak na wszelki wypadek przebiegła całą drogę.
Uniósł ją do góry. Eliza tylko pokręciła głową. Przez to potem kleją się do niej. Czasem marzyła, aby chociaż w jej pokoju ściany były dźwiękoszczelne. Wzięła ciuchy na zmianę i zamknęła się w łazience. Już chciała wejść pod prysznic, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
— Ciociu, siku — zawołała Justyna.
— Przecież jest druga łazienka.
— Maciek tam sra!
Eliza niemal parsknęła śmiechem z bezpośredniości małej. Z niechęcią znów się ubrała i wyszła, wpuszczając Justynę.
Ze schodów zbiegł młodszy brat Elizy, a ona niemal chciała kopnąć w coś. Małej z pewnością nie chciało się iść do łazienki na górę. Następnym razem jej nie wpuści, choćby miała popuścić.
— Mama dzwoniła. Dziadków zalało totalnie — rzucił przez ramię. — Będą musieli zamieszkać z nami.
Zanim Eliza na spokojnie przyswoiła sytuacje i zdążyła sobie przypomnieć dziadka z amnezją, który kiedyś niemal zadusił się gazem, zapominając wyłączyć kuchenki, Maciek zaskoczył ją czymś jeszcze. Poczuła się, jakby przycisnął ją butem do podłogi.
— Dziadkowie mają zamieszkać u ciebie w pokoju, a ty ze mną.
— Co? — Niemal szczęka jej opadła.
Cieszyła się, kiedy rodzice w końcu powiększyli ich dom, a Baśka usunęła się z jej pokoju. W dodatku Maciek nie musiał się krępować i dostał własny kąt. A teraz miało się to wszystko zburzyć?
— Ile to potrwa? — zadała kolejne pytanie, wpatrując się w swojego brata jak w wyrocznie.
— Nie mam pojęcia. Trzeba od nowa zrobić sufit, dach… — wyliczał.
Kiedy drzwi łazienki się otworzyły, Eliza ze złością spojrzała na małą siostrzenice, której chętnie jak za dawnych czasów dałaby klapsa. Mimo że tego nie zrobiła, Justyna uciekła z krzykiem. Maciek wytrzeszczył oczy, odprowadzając ją wzrokiem. Potem zerknął na siostrę pytająco, ale ta tylko machnęła ręką.
— Kiedyś się stąd wyprowadzę — mruknęła tylko.
— Już mi tak powtarzasz od kilku lat. A ja mam siedemnaście lat, a ty dwadzieścia cztery i wciąż się nie doczekałem — zaśmiał się Maciek.
— Boże, wyprowadzę się… — powtórzyła, wpatrując się gdzieś w dal i nawet machanie ręką przed oczyma przez jej brata, nic nie pomogło.
Mieszkać znów z Maćkiem. Koszmar.

Kiedy już w końcu się umyła i weszła do swojego pokoju, zamknęła jak zwykle drzwi i niemal padła na łóżko. Nie przeszkadzało jej, że nie ścieliła go już od tygodnia. Jej nie, ale rodzicom na pewno tak. Jednak nikt nie miał do niego dostępu bez jej wiedzy. Niechętnie otworzyła oczy, słysząc swoją ulubioną melodię, wydobywającą się z jej telefonu. Kasia.
— Cześć — przywitała się zaskoczona.
— Siema, jak się trzymasz? — usłyszała ciepłe brzmienie głosu.
Właśnie teraz nie wiedziała co odpowiedzieć. Choć starała być się chociaż z nią szczera, to jednak nie chciało jej się gadać o tym, że jak nabiera nowych nadziei na lepszą przyszłość, to życie wali ją w twarz.
— Za dużo by mówić.
 — OK… — powiedziała powoli i Eliza już wiedziała, że jej nie wierzy. — Ale może ucieszy cię, że moja znajoma ma do wynajęcia całkiem niedrogie mieszkanie z pokojem, przedpokojem, kuchnią i łazienką?
Oboje wiedziały, że to pytanie retoryczne.
— Jezu, jak? — spytała, a Kasia wybuchnęłam śmiechem.
— Jakaś babka która tam mieszkała wyprowadza się do swojego narzeczonego. Ilona studiuje, więc przyda jej się kasa z wynajmu. Po znajomości masz trochę taniej o ile zechcesz dać jej gwarancje na rok wynajmu.
— Matko, dzięki. Jasne, pewnie — wylewała nieskładnie kolejne słowa. — Jeju! — zapiszczała w końcu, oddając swoją całą radość.
— Daj mi szybko znać, bo już byli pierwsi oglądający. Doślę ci dane Ilony, zadzwoń koniecznie jutro, dobra? — upewniła się, a Eliza automatycznie odpowiedziała twierdząco.
Rzuciła telefon na łóżko i miała aż ochotę krzyczeć z radości. Dostała nowych sił. Może jeszcze zdąży napisać kolejny tekst do pracy?


Najpierw usłyszała radosne okrzyki z ust dzieci swojej siostry, a potem kroki. Mnóstwo kroków. Wyszła niechętnie, aby przywitać się z nowymi lokatorami. Uśmiechnęła się na widok babci, która od razu ją przytuliła. Mimo swojego wieku i wielu zmarszczek na twarzy, starała się jak mogła zatrzymać młodość i wkładała często eleganckie ciuchy. Jednak wcale nie wiązało się to z powagą i małą wylewnością uczuć.
Jej siostra rozkładała talerze na stół przykryty białą w kwiatki ceratą. Na środku już czekała na nich waza z zupą. Kuchnia choć niewielka, zdołała pomieścić wszystkich. Tylko Justyna z Markiem musieli siedzieć obok przy swoim małym stoliku, który wykonał nie tak dawno jej ojciec. Jednak niechętnie do niego siadali, zainteresowani bardziej rozmowami przy większym gronie.
— Liza, daj dzieciakom ciastka. — Mama wystawiła do niej rękę.
Dziewczyna spojrzała z miną cierpiętnika na nią. Dopiero lekki uśmiech i proszący wyraz oczu, zmiękły Elizę. Podała im szybko na stół. Przecież Baśka i Sebastian siedzieli tuż obok. Jej mama jednak uważała, że mają zbyt mało czasu na spędzenie go ze sobą i żyją tylko dziećmi, więc takimi drobnostkami mogła zająć się właśnie ona.
—. Nie pilnowałem jedzenia, za duży ogień… Gdyby nie Gabrysia, może nie byłoby nie tylko domu, ale i nas — Dziadek jak zwykle spojrzał na swoją żonę z uczuciem. — Co ja bym bez ciebie zrobił. — Ucałował jej smukłą dłoń.
— Dom nie ubezpieczony, a teraz my musimy siedzieć wam na głowie. Miejmy nadzieje, że remont pójdzie szybko. Dziękujemy za przechowanie. — Babcia uśmiechnęła się nie tylko do swojej córki, ale i do wnuków oraz prawnuków. — Zajmę się tą dwójką, jak będziecie w pracy. Spędźcie więcej czasu ze sobą — poradziła, zerkając na Basię i Sebastiana.
— Naprawdę? Może uda nam się wyjechać na mazury?
— Jeździe! — zawołała babcia z radością. — Nic się nie martwcie.
— Babcia z nami zostanie? — Justyna wstała i prędko wskoczyła na kolana taty. Kiedy zauważyła, że mama kiwa głową, zwróciła się do starszej kobiety. — A będą ciastka z dżemem? — Kiedy tylko usłyszała aprobatę dla pomysłu, klasnęła w dłonie i pobiegła do brata, aby dzielić się z nim nowiną, chociaż Marek już dawno to usłyszał.  Jednak nie cieszył się tak bardzo jak ona.   

Eliza pakowała niewielkie rzeczy do kartonu po odkurzaczu. Żywiła nadzieje, że już niedługo to pudło zawędruje do jej nowego mieszkania, a nie do pokoju Maćka. Nawet zdołała się uśmiechnąć na tę myśl.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Uniosła brwi do góry. W tym domu chyba już nikt nie pukał. Chyba że nie dosięgał do klamki. Chociaż i już Justynie się to udawało.
— Proszę — odezwała się po dłuższej chwili.
— Mogę? — Do środka weszła jej babcia z herbatą w dłoni.
— Jasne.
Kiedy głębiej myślała, odnosiła wrażenie, że tylko babcia z tej rodziny jest osobą, której nie omija i nie tylko nie ma nic przeciw rozmowom, ale czasem z chęcią sama je zaczyna. Może dlatego że nie osądzała jej ani nie prosiła co chwile o pomoc. No i nie wrzeszczała po domu.
— Przepraszam że pozbawiamy cię pokoju. — Usłyszała w jej głosie wyraźny smutek.
Eliza zaskoczona spojrzała na babcie, która już usiadła na kanapie, ale nie oparła o podparcie, jakby to zrobił dziadek. Nawet nie zaczęła komentować jej granatowych ścian ani niepościelonego łóżka.
— Babciu.
Zdobyła się na podejście i usadzenie się mniej niż dziesięć centymetrów od staruszki. Nawet objęła ją lekko, czego nawet nie robiła przy kontaktach z własnym rodzicami czy rodzeństwem. A tym bardziej siostrzeńcami, kiedy to nie było konieczne.
— Widzę ile radości ci sprawiło mieszkanie samej w pokoju. Potrzebujesz własnego konta, a my wam to uniemożliwiamy.
— Babciu — powtórzyła jeszcze raz Eliza. — Tyle razy udało ci się przypilnować dziadka, aby nie zrobił jakiejś głupoty, ale nie możesz cały czas przy nim być i zapobiegać każdemu zdarzeniu — wytłumaczyła, głaszcząc babcię po plecach. — Poza tym może niedługo się wyprowadzę. — Uśmiechnęła się mimowolnie to tej myśli.
— Nic nie mówiłaś przy kolacji — ożywiła się nagle. — Ale to coś taniego, prawda?
— Koleżanka koleżanki ma mieszkanie w całkiem okazałej cenie.
— Może obejrzeć je z tobą? Znam się na tym czy ktoś wciska kit.
Eliza miała ochotę roześmiać się. Uwielbiała to, że jej babcia w rozmowie z nią używała młodzieżowego, prostego języka. Czasem wydawało jej się, że gada z Kaśką a nie ze staruszką. Nawet Basia czy jej mama nie porozumiewały się tak prosto.
— W porządku, muszę zadzwonić do niej jutro. Obejrzymy je razem.
— Cieszę się, że ci się układa. — Upiła łyk herbaty. — A… — zaczęła, uśmiechając się lekko — masz kogoś na oku? — Kiedy padło to pytanie, babcia znów wpatrywała się w kubek, jakby zawstydzona że je zadała, co kolejny raz rozbawiło Elizę.
— Nie. Mówiąc szczerze na razie chce być sama.
— Och. — Kobieta lekko się zasmuciła. — Ale to dobrze, poczekaj na właściwego, na takiego, przy którym nie wpadnie ci nawet myśl do głowy aby poczekać.
Zaśmiała się cicho, obejmując babcię. Jej mama powiedziałaby kompletnie coś na odwrót. Nie raz podszeptywała coś o jej młodszej siostrze Basi i o tym, że nie tylko ma już męża, ale i dwójkę dzieci. Dopóki ona sobie kogoś nie znajdzie, to prawdopodobnie Maciek nie dotrwa do takich rozmów. Chyba że już kompletnie stracą nadzieje na ustatkowanie się przez nią.

— Szefowa ma dla ciebie kolejne, nowe zlecenie. — Usłyszała od razu, gdy weszła do firmy.
Okręciła się wokół i wśród tłumu oraz szklanego wnętrza, w końcu jej wzrok padł na chłopaka, mające metr siedemdziesiąt pięć, co sprawiało, że nie musiała unosić wysoko oczu. Kompletnie nie wiedziała o co chodzi dziewczynom z tym słynnym wymogiem: „metr osiemdziesiąt”. Przed czasem nawet nie uważały takiego za mężczyznę. W dodatku odnosiła wrażenie, że ci goście mają większy dystans do siebie i jakoś swobodniej się z nimi rozmawiało.
— Szefowa? Przecież wczoraj dała mi kolejne zlecenie.
— Może już przyzwyczaiła się, że robisz za dwóch. — Mrugnął do niej przyjaźnie. — Podobno ma ważne zlecenie, a tamto możesz odłożyć w czasie.
Eliza skrzywiła się lekko, bo nie lubiła zaczynać czegoś nowego, nie kończąc poprzedniego. Zwłaszcza że do tamtego przysiadła dopiero wczoraj, chociaż już miała całkiem pokaźną ilość tekstu.  W dodatku dochodziła do momentu, kiedy jej pierwsze pomysły okazywały się najtrafniejszymi, przez co jej praca szła dużo szybciej. A doskonale wiedziała, że właśnie takim ludziom wpadają kolejne zlecenia.
Zapukała lekko i niemal od razu usłyszała zaproszenie.
— O dobrze że jesteś. — Kobieta nawet nie dała jej się przywitać.
Eliza nie dałaby jej więcej niż czterdzieści pięć lat. Chociaż miała świadomość, że istnieją operacje plastyczne i kosmetyki, którymi można zdziałać cuda. Podobno zawsze patrzyła ostrym i nieprzyjaznym wzrokiem, ale ona nie zauważyła czegoś takiego. Nawet nie słyszała szorstkości w głosie, o której tak często mówiła Hanna.
— Marcin mówił że…
— Tak, mam dla ciebie nowy tekst — odpowiedziała zanim Eliza zdołała dokończyć. — Musimy go dołączyć jeszcze do jutrzejszego wydania, także musisz się spieszyć. Tutaj masz materiały o schwytanym mordercy, który zabijał swoje ofiary już od ośmiu lat. Miał małą przerwę,  a kiedy wrócił coś mu nie poszło i dzięki szybkiej reakcji i skojarzeniu, udało się go złapać.
— Czyli ile mam czasu?
— Do końca dnia. Dasz radę? — dopytała jeszcze chociaż wiedziała, że Eliza przytaknie. — Płatne ekstra — zawołała jeszcze, kiedy już sięgała za klamkę.
Uśmiechnęła się delikatnie. Pieniądze się przydadzą. Zwłaszcza teraz. W sam raz do nowego mieszkania. Jej własnego. Musi tylko dzisiaj go napisać.

Samo czytanie zajmie jej trochę czasu. Morderca nie próżnował przez tyle lat. Patrząc na jego zdjęcie, które znaleziono w dowodzie, a te wykonane niedawno — kompletnie siebie nie przypominał.
— Mój chłopak dziś mi zrobił śniadanie do łóżka — rzuciła podekscytowana Hania. — Wyciął mi kromki w kształcie serca, szynkę, pomidorki… Nawet ketchupem namalował…
— Hanka — przerwała jej ostro Eliza, nie mogąc już jej dłużej ignorować. — Muszę ten tekst skończyć do dziś. Z pewnością wcześniej, aby w razie czego go poprawić — tłumaczyła najspokojniej jak potrafiła. — Dlatego bądź tak miła i dziś oszczędź mi rewelacji z twojego życia, OK?
— Pff — prychnęła dziewczyna i wróciła do pracy.
Gdy Eliza skończyła czytać zaledwie pierwszy opis morderstwa, Hanna wyszła z pokoju. Nawet nie będzie jej brakowało. Teraz na pewno uda się jej napisać ten artykuł.

Chociaż wolała książki science fiction niż kryminały, to przyznała że z każdą kolejną kartką, czekała w oczekiwaniu na to, jak potraktuje kolejną kobietę. Ani sposób zabójstwa, ani nawet miejsce porzucenia zwłok czy pora dnia nie łączyły się ze sobą. Jedynie ofiary, które wybierał. Koleś naprawdę kochał brunetki, mające dwadzieścia osiem lat, zamieszkałe pod numerem pięć. Od razu oceniła, że pewnie któraś z nich zabawiła się jego sercem. Może nawet niespecjalnie. Jednak oni odczuwali to inaczej.
— Hej, może zjesz coś, co? — Marcin wychylił się zza drzwi z plastikowym pojemnikiem, z którego wyczuła kurczaka i dość silne zapachy. Pewnie jakaś chińszczyzna.
— Nie, dzięki. Muszę… — Zerknęła na zegarek, widząc że zostało jej tylko cztery godziny. — Naprawdę muszę się pospieszyć z tym tekstem.
— Na głodnego, to nic dobrego — odezwał się, ale został kompletnie zignorowany, bo Eliza zaczęła klepać w klawisze jakby totalnie oszalała.
            Wyszedł nauczony doświadczeniem. Widział jak wielokrotnie ignoruje Hanie, kiedy mówi o niemal całym swoim życiu. Marcinowi przeszkadzało to trochę mniej, zwłaszcza że jego koleżanka wpasowała się w jego gust.

            Kiedy wreszcie oddała szefowej ostateczną wersje, kobieta wręcz zachwycona wręczyła jej od razu ekstra pieniądze, o których wcześniej mówiła. Eliza niemal otworzyła oczy, co uszła uwadze przełożonej, która wciąż powracała do tekstu. W dodatku mruknęła jeszcze coś o stałej podwyżce.
 Poczuła, że zaczyna jej wibrować komórka w kieszeni, dlatego zapytała czy już może się oddalić. Na szczęście mogła.
            — Och — westchnęła, widząc że to Kasia do niej dzwoni. Miała złe przeczucia. — Tak?
            — Nawet nie będę cię opieprzać za to, że nie zadzwoniłaś do Ilony. — To tylko trochę poprawiło samopoczucie Elizy. — Para ta z wczoraj, która oglądała to mieszkanie, zdecydowała się już z samego rana.
            Nagle cała radość spowodowana dodatkową gotówką czy nadzieją na samotne mieszkanie, odpłynęła w niepamięć. W jednej chwili Eliza miała ochotę wydrzeć się, nie przejmując się, że jest w miejscu pracy. Nawet nie wiedziała czy powinna obarczać się winą za to, że zadzwoniła czy denerwować się na los, który sprawił że dowiedziała się o tym mieszkaniu za późno. Nie mogła jednak obarczyć za to Kaśki, która pewnie przekazała jej informacje zaraz jak się dowiedziała.
            — Hej, jesteś tam?  — usłyszała głos koleżanki
            — Hej… jestem.
            — Znajdziesz jakieś mieszkanie, spokojnie — pocieszała ją, czując że właśnie teraz jej tego potrzeba.
            — Dziadkom spalił się dom, mieszkają u nas aż skończy się remont. Przeprowadziłam się do Maćka. To mieszkanie to była moja szansa. — Cała wściekłość z niej uleciała, a teraz niemal popłakałaby się, gdyby nie to, że nie cierpiała okazywać słabości.
            — O kurde — powiedziała tylko Kaśka. — Naprawdę bym cię przygarnęła, gdybym nie mieszkała tak daleko.
            Powróciło do niej wspomnienie, kiedy koleżanka oznajmiła że wyjeżdża do Niemiec. Poświęciła się dla narzeczonego, który znalazł tam dobrze płatną pracę. A ona nie wierzyła w związki na odległości, dlatego czym prędzej pożegnała się z robotą w redakcji i wyjechała za granicę. Obiecywała czasem wracać i faktycznie dotrzymywała tego. Chociaż Elizie brakowało jej niesamowicie, choć nikomu nie przyznała się do tego.
            — A może jakiś pokój, wiesz mieszkanie z kimś? — podpowiadała Kaśka. — Takie są w całkiem dobrej cenie. Zawsze to trochę lepiej niż mieszkanie z tyloma dzieciakami. Na pewno mniej hałasu. Tylko nie bierz żadnego studenta — zaśmiała się. — Wtedy na pewno się nie wyśpisz.
            — Chciałam sama. W końcu we własnych czterech ścianach.
            Chociaż i to nie gwarantowało, że w końcu dostanie ciszy, którą tak pragnęła, to jednak we własnym domu nie musiałaby się z nikim kłócić, denerwować na zaniedbywanie obowiązków czy pomagać przy tych rozwrzeszczanych bachorach. Zbyt wiele nasłuchała się o okropnych współlokatorach, nawet od Kaśki.
            — Na pewno jakieś znajdziesz. Muszę kończyć, bo skończyła mi się przerwa w pracy, a widzę, że nadchodzi szef. Trzymaj się, dasz sobie radę.
            — Cześć — pożegnała się krótko, chowając telefon do kieszeni.
            Skierowała się zdołowana w stronę swojego pomieszczenia, ale nie zrobiła wiele kroków, kiedy ktoś znowu ją zatrzymał.
            — Szukasz mieszkania?
            Czasem odnosiła wrażenie, że Marcin interesuję się nią bardziej niż jej rodzina. Nie tylko podsłuchiwał i przekazywał jej kolejne zlecenia, czasem sam do nich zaglądając, ale i zaczął jej przynosić jedzenie albo starał się odprowadzać ją do domu czy proponować podwózki. W dodatku teraz zastanawiała się czy to tylko przypadek, że to właśnie jego pierwszego widzi, kiedy wchodzi do pracy.
            — Jakbyś potrzebowała, mam wolny pokój.                       
            — Szukam mieszkania, a nie pokoju — wyjaśniła.
            — Gość jest raczej spokojny, więc miałabyś cicho. W dodatku porządek… Zawsze mieszkanie na błysk — przekonywał Marcin, a Eliza zdała sobie sprawę, że nie mówi o sobie.
            — Jak drogo? — zapytała, wyobrażając sobie alternatywę mieszkania z Maćkiem.
            Jej brat grywał wieczorami w gry. W dodatku nagrywał na YouTube, więc wiedziała że musi czasem mieć absolutną ciszę. Ale on a nie ona. Udawało mu się to w porze, kiedy dzieciaki spały. Miała wrażenie, że znów się nie wyśpi, a już mogła pomarzyć o prywatności. Brat nie tak często wychodził z domu. Czasem widywała go tylko przy posiłkach. Mimo tego, to zawsze ją prosili o pomoc przy dzieciach zamiast niego.  Jej rodzinie wbiło się przekonanie, że to kobiety są stworzone do wychowywania dzieci. Nawet jeżeli zwracała się do nich opryskliwie i nie zachwycała się ich pyzatą buźką.
            Marcin uśmiechnął się i pozwolił sobie objąć ją za szyję. Tym razem wyjątkowo Eliza nie strzepnęła jego ręki, zbyt ciekawa informacji, których zaraz jej przekaże.
           

            Oparła głowę o dłoń, którą położyła przy oknie. Deszcz trochę obniżył jej hormony szczęścia, które pojawiły się tuż po tym, jak Marcin pokazał jej zdjęcia mieszkania kolegi. Małe, zadbane mieszkanko — tego właśnie potrzebowała. W dodatku cena również mieściła się w jej możliwościach. Z nowego miejsca zamieszkania, dochodziły jej kolejne środki transportu. Uwielbiała tramwaje. W przeciwieństwie do autobusów, nie miewały korków, toteż rzadziej się spóźniały.
            Nie zdążyła i nawet nie chciało jej się rozpakować po wczorajszej przeprowadzce do brata, toteż szybko zajęło jej przeniesienie do samochodu. Tym razem nie opierała się, kiedy Marcin zaproponował jej podwózkę a potem transport rzeczy. Właściwie nie miała tego wiele. Nie przepadała za ogromem czegokolwiek. Lubiła minimalizm i funkcjonalność.
            W dodatku nie spodziewała się, że przeprowadzi się dokładnie jeszcze tej nocy. Jednak to nie był problem dla jej nowego współlokatora. Nawet wolał, aby nie przyjeżdżała o poranku.
            To co widziała na zdjęciach, nie odbiegało od tego, co zobaczyła na żywo. Ba! Nawet jeszcze bardziej jej się podobało. W dodatku kolega Marcina również wyglądał na współlokatora, którego z miejsca polubiła. Może ocenienie człowieka tylko po tym, że miał czyste skarpetki i resztę stroju, to mała przesada, ale Eliza czuła takie podekscytowanie, że prawdopodobnie usprawiedliwiłaby ten mały defekt. Wszystko zapowiadało się tak pięknie, że czekała tylko teraz aż jej bańka pryśnie.
            — Zostawiam pod opiekę moją współpracowniczkę. Chętnie bym z wami został, ale mam pewne spotkanie — dodał melodyjnym głosem Marcin i pożegnał się.
            — Tak właściwie to Michał. — Podał rękę.
            Dopiero teraz przyjrzała się jego lekko kręconym włosom, które okalały twarz. Rzadko spotykała faceta z włosami, które mierzyły więcej niż kilka centymetrów, a w dodatku nie należały do prostych.
            — Eliza. — Uścisnęła dłoń.
            — O dość rzadkie imię.
            Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiała. Lubiła to, że nikt jej z nikim nie mylił. Tak jak zawsze wiele Kaś czy Ol w klasie. Nawet w życiu tak rzadko trafiała na to imię, że każdą imienniczkę miała do dziś w pamięci.
            Michał pokazał jej, co gdzie może znaleźć, ale w tej chwili tak naprawdę interesował ją tylko jej pokój oraz łóżko. Toteż nie posiedziała długo z nowych współlokatorem, niemal od razu zasypiając.
           
            Kolejne dni mijały jej wolniej. Napawała się spokojem za którym tak tęskniła i nawet wróciła do nauki programowania, którą porzuciła już jakiś czas temu. Musiała przyznać, że zbyt często brała na siebie za dużo i z pracy przychodziła zmęczona. A to tylko po to, aby nikt nie ciągał jej do zabawy z dziećmi. Wtedy nawet jej rodzice okazywali odciągali maluchy, tłumacząc, że ciocia jest zmęczona. Czasem nawet specjalnie udawała ospałą, aby zabić zapał Justyny czy Marka.
            W dodatku Marcin chyba naprawdę nie kłamał. Michał nie tylko nie hałasował, ale nie miał problemu ze sprzątaniem. Co więcej, nie gotował strasznie śmierdzącego żarcia, którego zapach roznosiłby się po całym mieszkaniu. Nie miała nic przeciw, że przyprowadzał kolegów czy koleżanki i nawet pytał ją czy nie zechce dołączyć. Ale nie nalegał i to właśnie jej się podobało.
            Któregoś z wieczoru, pokusiła się o obejrzenie filmu na kanapie w salonie. Tak wciągnęła się w fabułę, że nawet nie zauważyła, że jej współlokator przemknął do kuchni. Dopiero dostrzegła go, kiedy usiadł tuż obok, podając jej pełną miskę chipsów. Co więcej nie miała nic przeciw aby został. Może to też dlatego, że nie przyszedł z gołymi rękoma. Nawet nie przeszkadzało jej to, że komentował jej film. Chociaż nienawidziła, gdy ktoś rozmawiał przy nim. Jednak Michał wypatrywał nieścisłości albo rzeczy, na które Eliza nie zwróciłaby uwagi.
            Kolejnym razem, jakoś zagapiła się i sięgnęła gołymi rękoma po garnek z gorącą wodą. Natychmiast go zrzuciła na podłogę. Nie tylko oparzyła sobie palec, ale i stopę.
            — Co się stało? — Od razu pojawił się Michał, przywołany dźwiękiem starcia metalu z podłogą. Nie musiał jednak pytać.
            Od razu przyszedł z pomocą i wsadził jej stopę do chłodnej wody w misce. Palcem u ręki zajęła się sama. Nawet nie powiedział nic o tym, aby następnym razem uważała albo coś w tym stylu. Nie zdążyła zaoponować też, kiedy opatrywał jej stopę. W dodatku nawet nie odczuwała niekomfortowego dotyku.
            — Chyba nawet nie będzie blizny po tej ranie — odparł tylko po skończeniu.
            — Dziękuję.
            Michał odwdzięczył się szczerym uśmiechem.
            A ona zaczęła zastanawiać się, kiedy ostatnio przyjęła czyjąś pomoc i kiedy wypowiedziała szczere podziękowanie, które nie było tylko krótkim „dzięki”.
            W dodatku im dłużej tu mieszkała tym bardziej zastanawiała się nad tym czy jej pomysł mieszkania samej byłby taki idealny. Przyłapała się kilka razy na tym, że tęskniła za tym gwarem i nawet tymi prośbami o zabawy. Nigdy nie pomyślałaby, że kiedyś odczuje brak tego. Nawet cieszyła się, kiedy Michał wracał do domu, bo czuła kogoś obecność. Czasem gdy włączyła telewizor, to tylko czekała aż jego drzwi od pokoju się otworzą i zechce znów komentować jej film.

            Największym zaskoczeniem dla niej okazało się, że kiedy Kaśka znów zadzwoniła z propozycją taniego mieszkania, to Eliza po godzinnie oddzwoniła i odmówiła. Nawet jej poprzednia współpracownika nie spodziewała się, że kiedyś zmieni zdanie, a co dopiero ona sama. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz