Trzasnęła drzwiami, aż huk
rozległ się po domu. Nikt jednak nie zdołał na nią krzyknąć, bo szybkim krokiem
przemknęła po schodach, wędrując na przystanek autobusowy. Och, jak ona by już
chciała w końcu się wyprowadzić. Niestety wciąż nie starczało jej na zakup
własnego mieszkania. Chociaż odpuściła trochę wyjść ze znajomymi i kupno nowego
laptopa, to wciąż musiała szukać dodatkowych zleceń na teksty. Wiedziała że nie
uzbiera całej sumy, zanim w końcu nie wytrzyma i zabierze wszystkie rzeczy, nie
pojawiając się już nigdy w domu. Jednak zawsze wolała trochę się ubezpieczyć i
nie rzucać się na głęboką wodę. Nie wróci z podkulonym ogonem prosić o swój kąt
u rodziców. O nie!
Wcisnęła się do zatłoczonego
autobusu. Znów zapomniała swoich słuchawek. Teraz mogłaby ukoić swoje nerwy
muzyką. Zamiast tego musiała słuchać wrzeszczących dzieci, zapewne jadących do
szkoły na zakończenie roku szkolnego. Samo wyjście z domu nie uwalniało ją od
hałaśliwego rodzeństwa. Czasem zazdrościła znajomym, że są jedynakami. Wcale
nie uważała ich za rozpieszczonych, jak twierdzą stereotypy. Nie musieli
słuchać krzyków, jęków, ciągłego marudzenia. Wiecznego: „Pomóż siostrze/bratu”,
„Przecież on jest młodszy, jeszcze tego nie umie”, „To tylko dziecko”. A ona pragnęła
tylko spokoju. Chwili wyciszenia. Niestety gdy tylko wracała do domu, słyszała
te chmarę dzieciaków i ciągłe prośby.
Zbyt gwałtownie pociągnęła za
drzwi do wieżowca, w którym pracowała. Niemal zderzyła się z kolegą z pracy.
Jednak w ostatniej chwili cofnął się z lekko podniesionymi rękoma, a potem
wyminął ją, odwracając się za siebie. Eliza nie zawracając sobie tym głowy,
powędrowała do swoje pomieszczenia, gdzie w spokoju mogła oddać się pisaniu
artykułów. Położyła torebkę na podłodze i spoczęła w wygodnym, kręcącym się
fotelu. Odchyliła głowę i rozchyliła ramiona. Odetchnęła z ulgą, napawając się
chwilą spokoju. Przez cienkie, ale jednak ściany, nikt nie mógł jej zobaczyć. A
współpracowniczka z którą od niedawna musiała dzielić to pomieszczenie, zapewne
poszła na papierosa, jak kolega, którego minęła. Westchnęła, uśmiechając się
lekko. Przyzwyczaiła się do Kaśki. Nawet do tego jej potwornego jedzenia, które
wyglądało okropnie, a uważała je za zdrowe. Tak jak teraźniejsza dziewczyna,
też paliła i to zawsze o stałych porach. Jednak trafiały do siebie z poczuciem
humoru, a właśnie to tak bardzo różniło ją od Hanny. Dziewczyna też kompletnie
nie potrafiła się zamknąć! Gadała jak najęta i to o wszystkim. Eliza chcąc nie
chcąc, znała przynajmniej połowę jej garderoby, codzienny rytuał, kilkunastu
sąsiadów, poranny rozkład jazdy autobusów linii 706 i 702, a nawet historię
przeglądarki jej „Misia”, jak zwykła określać swojego narzeczonego. Ona
naprawdę nie znała umiaru, co do prywatności. Nawet nie zostawiała jej sobie.
Na nic się zdały spokojne próby Elizy, aby dała jej spokój. Dziewczyna po prostu nie umiała słuchać. Nawet nie zwracała
uwagi czy przytakujesz, odpowiadasz, dopytujesz. Hanna tylko widziała, że
jesteś i tyle jej wystarczyło. Toteż Eliza poważnie żałowała, że nie potrafiła
nagle zniknąć lub stać się niewidzialną.
W jednej chwili podniosła się i
włączyła komputer, bo usłyszała parę kroków za drzwiami. Odetchnęła z ulgą,
jednak krzywiąc się lekko. Mimo że to nie szefowa, która ostatnio chodzi jak struta,
to towarzystwo Hani również jej nie pasowało. Dziewczyna jednak wcale nie
przejmowała się reakcją na swój widok. Chociaż Elizie wydawało się, że nie
dostrzega tego. Jak zwykle uśmiechnięta, odsunęła za ucho jasnobrązowe włosy,
które jednak ponownie wróciły na miejsce, układając się w fale.
— Nie zauważyłam kiedy weszłaś —
odezwała się, siadając naprzeciw.
— Spieszyłam się — rzuciła
krótko Eliza, otwierając plik z artykułem, który wymagał jeszcze drobnych
poprawek.
— Życie w biegu nie służy —
zauważyła ze śmiechem.
— Palenie też nie.
Hania na moment naprawdę się
uciszyła. Jednak potem wspomniała coś o tym, że pomaga jej się to uspokoić i
tak dalej, ale Eliza totalnie pochłonęła się w wir pracy. Przez te wszystkie
lata nauczyła się pracować w hałasie, który kompletnie znienawidziła. Mając dwójkę
rodzeństwa, z czego jedno już niańczyło dwoje swoich i to w domu rodziców,
spokój nie potrafił się tam zadomowić.
Ostatnie kliknięcie i teraz już
musiała czekać tylko na sygnał od szefowej, gdy uzna że należy coś poprawić.
Eliza niemal błagała w myślach, aby wszystko jej pasowało. Chciała zabrać się
już za kolejne zlecenie, którego nie mogła odstać zanim tutejszy nie zostanie
zakwalifikowany. Obawiała się, że zły humor szefowej może wpłynąć na jej
niekorzyść.
— Siema. — Do pokoju wszedł ten sam chłopak, na którego
niemal dziś wpadła. Położył parę kartek na biurku Elizy i uśmiechnął się do
Hani.
— Co to?
— Materiały na artykuł. Szefowa
jest zadowolona z twojego tempa pracy i szczególnie z jakości artykułów —
rzucił, odwracając się. — No nic tylko stopy całować i pokłony składać. — Udał
że wymiotuje. — Jesteś u nas niecałe pół roku, a ona jest w tobie niemal
zakochana, mimo że stawiasz jej się…
— Przynajmniej masz pewność, że
nie liże nikomu dupy. — Uśmiechnęła się znacząco, już otwierając kolejny plik,
aby zacząć artykuł.
— Skąd masz tyle energii, co? —
dopytywał zaskoczony.
— To nie energia, a motywacja —
wyjaśniała. — Kurwa mać! — zaklęła, bo znikł obraz monitora.
Od razu pochyliła się, aby
sprawdzić gniazdko czy przypadkiem nie odłączyła kabli od kontaktu, ale
wszystko wpięte jak należy. Hanna również zauważyła brak prądu.
— Mogliby w końcu pokusić się na
UPS—y — powiedziała bardziej do siebie.
— Na co? — Hanna skrzywiła się
lekko.
— Awaryjne zasilacze. Obawiam
się, że teraz mój komputer znów nie zapisze tego co zaczęłam — marudziła Eliza,
siadając z powrotem przy biurku.
— Przyda ci się odpoczynek — stwierdził kolega. — Jakiś
masaż czy coś — rzucił, zbliżając się do niej i kładąc ręce na ramionach. — Wiesz
ja całkiem nieźle je umiem.
Wzdrygnęła się, czując jego
dłonie na sobie.
— Nie potrzebuję — powiedziała
szorstko, spinając się cała. — Weź te ręce — wycedziła.
Wziął dłonie do góry i skrzywił
się lekko. Odszedł z pokoju, rzucając że tylko chciał być miły.
Czekała w milczeniu aż jej
komputer ponownie się włączy. Tym razem Hania, widząc nastrój dziewczyny, w
końcu zrozumiała że nie czas na odzywanie się.
Westchnęła, myśląc o podróży w
zatłoczonym autobusie, która czeka ją dokładnie za dziesięć minut. Jednak nie
mogła teraz myśleć o samochodzie, kiedy to mieszkanie ustawiło się na pierwszym
miejscu w hierarchii jej potrzeb. Własny kąt. To jest coś. Nagle poczuła na
sobie kilka kropel. Przeklęła w myślach, że wyjęła dzisiaj parasolkę, zanim
wyszła z mieszkania.
— Hej, może cię podwieźć? —
usłyszała głos Marcina z prawej strony.
Odwróciła się, widząc go przy
granatowym aucie. Na jej oko koło peugeota. Zerknęła w stronę autobusu — nie
miała daleko. Co więcej autobus nie jechał długo. Przecież też zapłaciła za
bilet miesięczny.
— Nie, dzięki. Do autobusu mam
niedaleko.
— Do mojego samochodu też —
zaśmiał się. Kiedy Eliza nie odpowiadała nic dłuższą chwilę, dodał: — Deszcz
cię nie zmoczy. Nie będziesz jechała w tłoku. Unikniesz korków i co lepsze
dojście do domu zajmie trzydzieści sekund — próbował przekonać. — No i
zapomniałbym o moim towarzystwie. — Puścił do niej oczko.
Pokręciła głową i zasunęła
torbę, aby nie zamoczyła się jej zawartość.
— Nie spieszy mi się do domu.
Przejdę się, podjadę autobusem — odezwała się — ale dzięki za propozycje —
dodała i założyła słuchawki na uszy, odchodząc w stronę autobusu.
— Ech… uparta — mruknął pod
nosem. — Twoja strata — dodał bardziej do siebie niż do niej, bo ona nie mogła
go już usłyszeć.
Tylko weszła do domu, a czuła
się, jakby znalazła się w jakimś równoległym świecie. Krzyk, ryk i zero
spokoju. Mnóstwo ruchu i pełno emocji. Nie zdążyła wejść do swojego pokoju,
kiedy już mała blondynka niemal przykleiła się do jej nogi.
— Ciociu, Marek mi dokucza —poskarżyła
się Justyna na brata.
Na korytarz wbiegł szczupły
chłopiec w wieku czterech lat i krótkich, niemal białych włosach. Brudne kąciki
ust, od razu rzucały podejrzenie, że mały znów dorwał czekoladę przed obiadem.
Eliza tylko westchnęła i próbowała odczepić od siebie siostrzenice, ale gdy
tylko ukucnęła, ta od razu się do niej przytuliła.
— Co jej robisz? — rzuciła
krótko w stronę siostrzeńca.
— Wzięła mi moją czekoladę —
odparł z wyrzutem, naciskając na przedostatnie słowo.
— Nie chciał się ze mną
podzielić.
— To jego czekolada i nie musi
się nią dzielić. Jego wybór — próbowała wytłumaczyć spokojnie.
— Ale on ją zabrał mamie z
szafki — poskarżyła od razu.
— Ona kłamie! — bronił się
Marek.
— Jezuuu, Sebastian! —
krzyknęła, mając nadzieję, że chłopak siostry już wrócił z pracy.
— Co jest? — zapytał, zanim
jeszcze zjawił się tuż przed nią.
— Weź swoje dzieci i załatw ich
problemy, dobrze? — odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie. — Jestem cała mokra i
chciałabym się umyć, zamiast bronić twojej córki i dochodzić kto ukradł
czekoladę z szafki Baśki.
— Spoko, spoko. Justyna, Marek. —
Skinął na nich głową. Marek potulnie poszedł za ojcem, jednak mała wciąż
przytulała się do Elizy.
— Nic ci nie zrobi —
przekonywała już całkiem spokojnie.
— Chodź, Justysia. — Sebastian
wystawił do niej ręce. To wyraźnie ją uświadomiło, że faktycznie nie się jej
nie stanie. Jednak na wszelki wypadek przebiegła całą drogę.
Uniósł ją do góry. Eliza tylko
pokręciła głową. Przez to potem kleją się do niej. Czasem marzyła, aby chociaż
w jej pokoju ściany były dźwiękoszczelne. Wzięła ciuchy na zmianę i zamknęła
się w łazience. Już chciała wejść pod prysznic, kiedy usłyszała pukanie do
drzwi.
— Ciociu, siku — zawołała
Justyna.
— Przecież jest druga łazienka.
— Maciek tam sra!
Eliza niemal parsknęła śmiechem
z bezpośredniości małej. Z niechęcią znów się ubrała i wyszła, wpuszczając
Justynę.
Ze schodów zbiegł młodszy brat
Elizy, a ona niemal chciała kopnąć w coś. Małej z pewnością nie chciało się iść
do łazienki na górę. Następnym razem jej nie wpuści, choćby miała popuścić.
— Mama dzwoniła. Dziadków zalało
totalnie — rzucił przez ramię. — Będą musieli zamieszkać z nami.
Zanim Eliza na spokojnie
przyswoiła sytuacje i zdążyła sobie przypomnieć dziadka z amnezją, który kiedyś
niemal zadusił się gazem, zapominając wyłączyć kuchenki, Maciek zaskoczył ją
czymś jeszcze. Poczuła się, jakby przycisnął ją butem do podłogi.
— Dziadkowie mają zamieszkać u
ciebie w pokoju, a ty ze mną.
— Co? — Niemal szczęka jej
opadła.
Cieszyła się, kiedy rodzice w
końcu powiększyli ich dom, a Baśka usunęła się z jej pokoju. W dodatku Maciek
nie musiał się krępować i dostał własny kąt. A teraz miało się to wszystko
zburzyć?
— Ile to potrwa? — zadała
kolejne pytanie, wpatrując się w swojego brata jak w wyrocznie.
— Nie mam pojęcia. Trzeba od
nowa zrobić sufit, dach… — wyliczał.
Kiedy drzwi łazienki się
otworzyły, Eliza ze złością spojrzała na małą siostrzenice, której chętnie jak
za dawnych czasów dałaby klapsa. Mimo że tego nie zrobiła, Justyna uciekła z
krzykiem. Maciek wytrzeszczył oczy, odprowadzając ją wzrokiem. Potem zerknął na
siostrę pytająco, ale ta tylko machnęła ręką.
— Kiedyś się stąd wyprowadzę —
mruknęła tylko.
— Już mi tak powtarzasz od kilku
lat. A ja mam siedemnaście lat, a ty dwadzieścia cztery i wciąż się nie
doczekałem — zaśmiał się Maciek.
— Boże, wyprowadzę się… —
powtórzyła, wpatrując się gdzieś w dal i nawet machanie ręką przed oczyma przez
jej brata, nic nie pomogło.
Mieszkać znów z Maćkiem. Koszmar.
Kiedy już w końcu się umyła i
weszła do swojego pokoju, zamknęła jak zwykle drzwi i niemal padła na łóżko. Nie
przeszkadzało jej, że nie ścieliła go już od tygodnia. Jej nie, ale rodzicom na
pewno tak. Jednak nikt nie miał do niego dostępu bez jej wiedzy. Niechętnie
otworzyła oczy, słysząc swoją ulubioną melodię, wydobywającą się z jej
telefonu. Kasia.
— Cześć — przywitała się
zaskoczona.
— Siema, jak się trzymasz? —
usłyszała ciepłe brzmienie głosu.
Właśnie teraz nie wiedziała co
odpowiedzieć. Choć starała być się chociaż z nią szczera, to jednak nie chciało
jej się gadać o tym, że jak nabiera nowych nadziei na lepszą przyszłość, to
życie wali ją w twarz.
— Za dużo by mówić.
— OK… — powiedziała powoli i Eliza już
wiedziała, że jej nie wierzy. — Ale może ucieszy cię, że moja znajoma ma do
wynajęcia całkiem niedrogie mieszkanie z pokojem, przedpokojem, kuchnią i
łazienką?
Oboje wiedziały, że to pytanie
retoryczne.
— Jezu, jak? — spytała, a Kasia
wybuchnęłam śmiechem.
— Jakaś babka która tam
mieszkała wyprowadza się do swojego narzeczonego. Ilona studiuje, więc przyda
jej się kasa z wynajmu. Po znajomości masz trochę taniej o ile zechcesz dać jej
gwarancje na rok wynajmu.
— Matko, dzięki. Jasne, pewnie —
wylewała nieskładnie kolejne słowa. — Jeju! — zapiszczała w końcu, oddając
swoją całą radość.
— Daj mi szybko znać, bo już
byli pierwsi oglądający. Doślę ci dane Ilony, zadzwoń koniecznie jutro, dobra? —
upewniła się, a Eliza automatycznie odpowiedziała twierdząco.
Rzuciła telefon na łóżko i miała
aż ochotę krzyczeć z radości. Dostała nowych sił. Może jeszcze zdąży napisać
kolejny tekst do pracy?
Najpierw usłyszała radosne
okrzyki z ust dzieci swojej siostry, a potem kroki. Mnóstwo kroków. Wyszła
niechętnie, aby przywitać się z nowymi lokatorami. Uśmiechnęła się na widok
babci, która od razu ją przytuliła. Mimo swojego wieku i wielu zmarszczek na
twarzy, starała się jak mogła zatrzymać młodość i wkładała często eleganckie
ciuchy. Jednak wcale nie wiązało się to z powagą i małą wylewnością uczuć.
Jej siostra rozkładała talerze
na stół przykryty białą w kwiatki ceratą. Na środku już czekała na nich waza z
zupą. Kuchnia choć niewielka, zdołała pomieścić wszystkich. Tylko Justyna z
Markiem musieli siedzieć obok przy swoim małym stoliku, który wykonał nie tak
dawno jej ojciec. Jednak niechętnie do niego siadali, zainteresowani bardziej
rozmowami przy większym gronie.
— Liza, daj dzieciakom ciastka. —
Mama wystawiła do niej rękę.
Dziewczyna spojrzała z miną
cierpiętnika na nią. Dopiero lekki uśmiech i proszący wyraz oczu, zmiękły
Elizę. Podała im szybko na stół. Przecież Baśka i Sebastian siedzieli tuż obok.
Jej mama jednak uważała, że mają zbyt mało czasu na spędzenie go ze sobą i żyją
tylko dziećmi, więc takimi drobnostkami mogła zająć się właśnie ona.
—. Nie pilnowałem jedzenia, za
duży ogień… Gdyby nie Gabrysia, może nie byłoby nie tylko domu, ale i nas — Dziadek
jak zwykle spojrzał na swoją żonę z uczuciem. — Co ja bym bez ciebie zrobił. —
Ucałował jej smukłą dłoń.
— Dom nie ubezpieczony, a teraz
my musimy siedzieć wam na głowie. Miejmy nadzieje, że remont pójdzie szybko.
Dziękujemy za przechowanie. — Babcia uśmiechnęła się nie tylko do swojej córki,
ale i do wnuków oraz prawnuków. — Zajmę się tą dwójką, jak będziecie w pracy.
Spędźcie więcej czasu ze sobą — poradziła, zerkając na Basię i Sebastiana.
— Naprawdę? Może uda nam się
wyjechać na mazury?
— Jeździe! — zawołała babcia z
radością. — Nic się nie martwcie.
— Babcia z nami zostanie? —
Justyna wstała i prędko wskoczyła na kolana taty. Kiedy zauważyła, że mama kiwa
głową, zwróciła się do starszej kobiety. — A będą ciastka z dżemem? — Kiedy
tylko usłyszała aprobatę dla pomysłu, klasnęła w dłonie i pobiegła do brata,
aby dzielić się z nim nowiną, chociaż Marek już dawno to usłyszał. Jednak nie cieszył się tak bardzo jak ona.
Eliza pakowała niewielkie rzeczy
do kartonu po odkurzaczu. Żywiła nadzieje, że już niedługo to pudło zawędruje
do jej nowego mieszkania, a nie do pokoju Maćka. Nawet zdołała się uśmiechnąć
na tę myśl.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
Uniosła brwi do góry. W tym domu chyba już nikt nie pukał. Chyba że nie
dosięgał do klamki. Chociaż i już Justynie się to udawało.
— Proszę — odezwała się po
dłuższej chwili.
— Mogę? — Do środka weszła jej
babcia z herbatą w dłoni.
— Jasne.
Kiedy głębiej myślała, odnosiła
wrażenie, że tylko babcia z tej rodziny jest osobą, której nie omija i nie
tylko nie ma nic przeciw rozmowom, ale czasem z chęcią sama je zaczyna. Może
dlatego że nie osądzała jej ani nie prosiła co chwile o pomoc. No i nie
wrzeszczała po domu.
— Przepraszam że pozbawiamy cię
pokoju. — Usłyszała w jej głosie wyraźny smutek.
Eliza zaskoczona spojrzała na
babcie, która już usiadła na kanapie, ale nie oparła o podparcie, jakby to
zrobił dziadek. Nawet nie zaczęła komentować jej granatowych ścian ani
niepościelonego łóżka.
— Babciu.
Zdobyła się na podejście i
usadzenie się mniej niż dziesięć centymetrów od staruszki. Nawet objęła ją
lekko, czego nawet nie robiła przy kontaktach z własnym rodzicami czy
rodzeństwem. A tym bardziej siostrzeńcami, kiedy to nie było konieczne.
— Widzę ile radości ci sprawiło
mieszkanie samej w pokoju. Potrzebujesz własnego konta, a my wam to
uniemożliwiamy.
— Babciu — powtórzyła jeszcze
raz Eliza. — Tyle razy udało ci się przypilnować dziadka, aby nie zrobił
jakiejś głupoty, ale nie możesz cały czas przy nim być i zapobiegać każdemu
zdarzeniu — wytłumaczyła, głaszcząc babcię po plecach. — Poza tym może niedługo
się wyprowadzę. — Uśmiechnęła się mimowolnie to tej myśli.
— Nic nie mówiłaś przy kolacji —
ożywiła się nagle. — Ale to coś taniego, prawda?
— Koleżanka koleżanki ma
mieszkanie w całkiem okazałej cenie.
— Może obejrzeć je z tobą? Znam
się na tym czy ktoś wciska kit.
Eliza miała ochotę roześmiać
się. Uwielbiała to, że jej babcia w rozmowie z nią używała młodzieżowego,
prostego języka. Czasem wydawało jej się, że gada z Kaśką a nie ze staruszką.
Nawet Basia czy jej mama nie porozumiewały się tak prosto.
— W porządku, muszę zadzwonić do
niej jutro. Obejrzymy je razem.
— Cieszę się, że ci się układa. —
Upiła łyk herbaty. — A… — zaczęła, uśmiechając się lekko — masz kogoś na oku? —
Kiedy padło to pytanie, babcia znów wpatrywała się w kubek, jakby zawstydzona
że je zadała, co kolejny raz rozbawiło Elizę.
— Nie. Mówiąc szczerze na razie
chce być sama.
— Och. — Kobieta lekko się
zasmuciła. — Ale to dobrze, poczekaj na właściwego, na takiego, przy którym nie
wpadnie ci nawet myśl do głowy aby poczekać.
Zaśmiała się cicho, obejmując
babcię. Jej mama powiedziałaby kompletnie coś na odwrót. Nie raz podszeptywała
coś o jej młodszej siostrze Basi i o tym, że nie tylko ma już męża, ale i
dwójkę dzieci. Dopóki ona sobie kogoś nie znajdzie, to prawdopodobnie Maciek
nie dotrwa do takich rozmów. Chyba że już kompletnie stracą nadzieje na
ustatkowanie się przez nią.
— Szefowa ma dla ciebie kolejne,
nowe zlecenie. — Usłyszała od razu, gdy weszła do firmy.
Okręciła się wokół i wśród tłumu
oraz szklanego wnętrza, w końcu jej wzrok padł na chłopaka, mające metr
siedemdziesiąt pięć, co sprawiało, że nie musiała unosić wysoko oczu.
Kompletnie nie wiedziała o co chodzi dziewczynom z tym słynnym wymogiem: „metr
osiemdziesiąt”. Przed czasem nawet nie uważały takiego za mężczyznę. W dodatku
odnosiła wrażenie, że ci goście mają większy dystans do siebie i jakoś
swobodniej się z nimi rozmawiało.
— Szefowa? Przecież wczoraj dała
mi kolejne zlecenie.
— Może już przyzwyczaiła się, że
robisz za dwóch. — Mrugnął do niej przyjaźnie. — Podobno ma ważne zlecenie, a
tamto możesz odłożyć w czasie.
Eliza skrzywiła się lekko, bo
nie lubiła zaczynać czegoś nowego, nie kończąc poprzedniego. Zwłaszcza że do
tamtego przysiadła dopiero wczoraj, chociaż już miała całkiem pokaźną ilość
tekstu. W dodatku dochodziła do momentu,
kiedy jej pierwsze pomysły okazywały się najtrafniejszymi, przez co jej praca
szła dużo szybciej. A doskonale wiedziała, że właśnie takim ludziom wpadają
kolejne zlecenia.
Zapukała lekko i niemal od razu
usłyszała zaproszenie.
— O dobrze że jesteś. — Kobieta
nawet nie dała jej się przywitać.
Eliza nie dałaby jej więcej niż
czterdzieści pięć lat. Chociaż miała świadomość, że istnieją operacje
plastyczne i kosmetyki, którymi można zdziałać cuda. Podobno zawsze patrzyła
ostrym i nieprzyjaznym wzrokiem, ale ona nie zauważyła czegoś takiego. Nawet
nie słyszała szorstkości w głosie, o której tak często mówiła Hanna.
— Marcin mówił że…
— Tak, mam dla ciebie nowy tekst
— odpowiedziała zanim Eliza zdołała dokończyć. — Musimy go dołączyć jeszcze do
jutrzejszego wydania, także musisz się spieszyć. Tutaj masz materiały o
schwytanym mordercy, który zabijał swoje ofiary już od ośmiu lat. Miał małą
przerwę, a kiedy wrócił coś mu nie
poszło i dzięki szybkiej reakcji i skojarzeniu, udało się go złapać.
— Czyli ile mam czasu?
— Do końca dnia. Dasz radę? —
dopytała jeszcze chociaż wiedziała, że Eliza przytaknie. — Płatne ekstra —
zawołała jeszcze, kiedy już sięgała za klamkę.
Uśmiechnęła się delikatnie.
Pieniądze się przydadzą. Zwłaszcza teraz. W sam raz do nowego mieszkania. Jej
własnego. Musi tylko dzisiaj go napisać.
Samo czytanie zajmie jej trochę
czasu. Morderca nie próżnował przez tyle lat. Patrząc na jego zdjęcie, które
znaleziono w dowodzie, a te wykonane niedawno — kompletnie siebie nie
przypominał.
— Mój chłopak dziś mi zrobił
śniadanie do łóżka — rzuciła podekscytowana Hania. — Wyciął mi kromki w
kształcie serca, szynkę, pomidorki… Nawet ketchupem namalował…
— Hanka — przerwała jej ostro
Eliza, nie mogąc już jej dłużej ignorować. — Muszę ten tekst skończyć do dziś.
Z pewnością wcześniej, aby w razie czego go poprawić — tłumaczyła najspokojniej
jak potrafiła. — Dlatego bądź tak miła i dziś oszczędź mi rewelacji z twojego
życia, OK?
— Pff — prychnęła dziewczyna i
wróciła do pracy.
Gdy Eliza skończyła czytać
zaledwie pierwszy opis morderstwa, Hanna wyszła z pokoju. Nawet nie będzie jej
brakowało. Teraz na pewno uda się jej napisać ten artykuł.
Chociaż wolała książki science
fiction niż kryminały, to przyznała że z każdą kolejną kartką, czekała w
oczekiwaniu na to, jak potraktuje kolejną kobietę. Ani sposób zabójstwa, ani
nawet miejsce porzucenia zwłok czy pora dnia nie łączyły się ze sobą. Jedynie
ofiary, które wybierał. Koleś naprawdę kochał brunetki, mające dwadzieścia
osiem lat, zamieszkałe pod numerem pięć. Od razu oceniła, że pewnie któraś z
nich zabawiła się jego sercem. Może nawet niespecjalnie. Jednak oni odczuwali
to inaczej.
— Hej, może zjesz coś, co? —
Marcin wychylił się zza drzwi z plastikowym pojemnikiem, z którego wyczuła
kurczaka i dość silne zapachy. Pewnie jakaś chińszczyzna.
— Nie, dzięki. Muszę… — Zerknęła
na zegarek, widząc że zostało jej tylko cztery godziny. — Naprawdę muszę się
pospieszyć z tym tekstem.
— Na głodnego, to nic dobrego —
odezwał się, ale został kompletnie zignorowany, bo Eliza zaczęła klepać w
klawisze jakby totalnie oszalała.
Wyszedł
nauczony doświadczeniem. Widział jak wielokrotnie ignoruje Hanie, kiedy mówi o
niemal całym swoim życiu. Marcinowi przeszkadzało to trochę mniej, zwłaszcza że
jego koleżanka wpasowała się w jego gust.
Kiedy
wreszcie oddała szefowej ostateczną wersje, kobieta wręcz zachwycona wręczyła
jej od razu ekstra pieniądze, o których wcześniej mówiła. Eliza niemal
otworzyła oczy, co uszła uwadze przełożonej, która wciąż powracała do tekstu. W
dodatku mruknęła jeszcze coś o stałej podwyżce.
Poczuła, że zaczyna jej wibrować komórka w
kieszeni, dlatego zapytała czy już może się oddalić. Na szczęście mogła.
— Och —
westchnęła, widząc że to Kasia do niej dzwoni. Miała złe przeczucia. — Tak?
— Nawet nie
będę cię opieprzać za to, że nie zadzwoniłaś do Ilony. — To tylko trochę
poprawiło samopoczucie Elizy. — Para ta z wczoraj, która oglądała to
mieszkanie, zdecydowała się już z samego rana.
Nagle cała radość
spowodowana dodatkową gotówką czy nadzieją na samotne mieszkanie, odpłynęła w
niepamięć. W jednej chwili Eliza miała ochotę wydrzeć się, nie przejmując się,
że jest w miejscu pracy. Nawet nie wiedziała czy powinna obarczać się winą za
to, że zadzwoniła czy denerwować się na los, który sprawił że dowiedziała się o
tym mieszkaniu za późno. Nie mogła jednak obarczyć za to Kaśki, która pewnie
przekazała jej informacje zaraz jak się dowiedziała.
— Hej,
jesteś tam? — usłyszała głos koleżanki
— Hej… jestem.
—
Znajdziesz jakieś mieszkanie, spokojnie — pocieszała ją, czując że właśnie
teraz jej tego potrzeba.
— Dziadkom
spalił się dom, mieszkają u nas aż skończy się remont. Przeprowadziłam się do
Maćka. To mieszkanie to była moja szansa. — Cała wściekłość z niej uleciała, a
teraz niemal popłakałaby się, gdyby nie to, że nie cierpiała okazywać słabości.
— O kurde —
powiedziała tylko Kaśka. — Naprawdę bym cię przygarnęła, gdybym nie mieszkała
tak daleko.
Powróciło
do niej wspomnienie, kiedy koleżanka oznajmiła że wyjeżdża do Niemiec.
Poświęciła się dla narzeczonego, który znalazł tam dobrze płatną pracę. A ona
nie wierzyła w związki na odległości, dlatego czym prędzej pożegnała się z
robotą w redakcji i wyjechała za granicę. Obiecywała czasem wracać i faktycznie
dotrzymywała tego. Chociaż Elizie brakowało jej niesamowicie, choć nikomu nie
przyznała się do tego.
— A może
jakiś pokój, wiesz mieszkanie z kimś? — podpowiadała Kaśka. — Takie są w
całkiem dobrej cenie. Zawsze to trochę lepiej niż mieszkanie z tyloma
dzieciakami. Na pewno mniej hałasu. Tylko nie bierz żadnego studenta — zaśmiała
się. — Wtedy na pewno się nie wyśpisz.
— Chciałam
sama. W końcu we własnych czterech ścianach.
Chociaż i
to nie gwarantowało, że w końcu dostanie ciszy, którą tak pragnęła, to jednak
we własnym domu nie musiałaby się z nikim kłócić, denerwować na zaniedbywanie
obowiązków czy pomagać przy tych rozwrzeszczanych bachorach. Zbyt wiele
nasłuchała się o okropnych współlokatorach, nawet od Kaśki.
— Na pewno
jakieś znajdziesz. Muszę kończyć, bo skończyła mi się przerwa w pracy, a widzę,
że nadchodzi szef. Trzymaj się, dasz sobie radę.
— Cześć —
pożegnała się krótko, chowając telefon do kieszeni.
Skierowała
się zdołowana w stronę swojego pomieszczenia, ale nie zrobiła wiele kroków,
kiedy ktoś znowu ją zatrzymał.
— Szukasz
mieszkania?
Czasem
odnosiła wrażenie, że Marcin interesuję się nią bardziej niż jej rodzina. Nie
tylko podsłuchiwał i przekazywał jej kolejne zlecenia, czasem sam do nich
zaglądając, ale i zaczął jej przynosić jedzenie albo starał się odprowadzać ją
do domu czy proponować podwózki. W dodatku teraz zastanawiała się czy to tylko
przypadek, że to właśnie jego pierwszego widzi, kiedy wchodzi do pracy.
— Jakbyś
potrzebowała, mam wolny pokój.
— Szukam
mieszkania, a nie pokoju — wyjaśniła.
— Gość jest
raczej spokojny, więc miałabyś cicho. W dodatku porządek… Zawsze mieszkanie na
błysk — przekonywał Marcin, a Eliza zdała sobie sprawę, że nie mówi o sobie.
— Jak
drogo? — zapytała, wyobrażając sobie alternatywę mieszkania z Maćkiem.
Jej brat
grywał wieczorami w gry. W dodatku nagrywał na YouTube, więc wiedziała że musi
czasem mieć absolutną ciszę. Ale on a nie ona. Udawało mu się to w porze, kiedy
dzieciaki spały. Miała wrażenie, że znów się nie wyśpi, a już mogła pomarzyć o
prywatności. Brat nie tak często wychodził z domu. Czasem widywała go tylko
przy posiłkach. Mimo tego, to zawsze ją prosili o pomoc przy dzieciach zamiast
niego. Jej rodzinie wbiło się
przekonanie, że to kobiety są stworzone do wychowywania dzieci. Nawet jeżeli
zwracała się do nich opryskliwie i nie zachwycała się ich pyzatą buźką.
Marcin
uśmiechnął się i pozwolił sobie objąć ją za szyję. Tym razem wyjątkowo Eliza
nie strzepnęła jego ręki, zbyt ciekawa informacji, których zaraz jej przekaże.
Oparła
głowę o dłoń, którą położyła przy oknie. Deszcz trochę obniżył jej hormony
szczęścia, które pojawiły się tuż po tym, jak Marcin pokazał jej zdjęcia
mieszkania kolegi. Małe, zadbane mieszkanko — tego właśnie potrzebowała. W
dodatku cena również mieściła się w jej możliwościach. Z nowego miejsca
zamieszkania, dochodziły jej kolejne środki transportu. Uwielbiała tramwaje. W
przeciwieństwie do autobusów, nie miewały korków, toteż rzadziej się spóźniały.
Nie zdążyła
i nawet nie chciało jej się rozpakować po wczorajszej przeprowadzce do brata,
toteż szybko zajęło jej przeniesienie do samochodu. Tym razem nie opierała się,
kiedy Marcin zaproponował jej podwózkę a potem transport rzeczy. Właściwie nie miała
tego wiele. Nie przepadała za ogromem czegokolwiek. Lubiła minimalizm i
funkcjonalność.
W dodatku
nie spodziewała się, że przeprowadzi się dokładnie jeszcze tej nocy. Jednak to nie był problem dla jej
nowego współlokatora. Nawet wolał, aby nie przyjeżdżała o poranku.
To co
widziała na zdjęciach, nie odbiegało od tego, co zobaczyła na żywo. Ba! Nawet
jeszcze bardziej jej się podobało. W dodatku kolega Marcina również wyglądał na
współlokatora, którego z miejsca polubiła. Może ocenienie człowieka tylko po
tym, że miał czyste skarpetki i resztę stroju, to mała przesada, ale Eliza
czuła takie podekscytowanie, że prawdopodobnie usprawiedliwiłaby ten mały
defekt. Wszystko zapowiadało się tak pięknie, że czekała tylko teraz aż jej
bańka pryśnie.
— Zostawiam
pod opiekę moją współpracowniczkę. Chętnie bym z wami został, ale mam pewne
spotkanie — dodał melodyjnym głosem Marcin i pożegnał się.
— Tak
właściwie to Michał. — Podał rękę.
Dopiero
teraz przyjrzała się jego lekko kręconym włosom, które okalały twarz. Rzadko
spotykała faceta z włosami, które mierzyły więcej niż kilka centymetrów, a w
dodatku nie należały do prostych.
— Eliza. —
Uścisnęła dłoń.
— O dość
rzadkie imię.
Właściwie
nigdy się nad tym nie zastanawiała. Lubiła to, że nikt jej z nikim nie mylił.
Tak jak zawsze wiele Kaś czy Ol w klasie. Nawet w życiu tak rzadko trafiała na
to imię, że każdą imienniczkę miała do dziś w pamięci.
Michał
pokazał jej, co gdzie może znaleźć, ale w tej chwili tak naprawdę interesował
ją tylko jej pokój oraz łóżko. Toteż nie posiedziała długo z nowych
współlokatorem, niemal od razu zasypiając.
Kolejne dni
mijały jej wolniej. Napawała się spokojem za którym tak tęskniła i nawet
wróciła do nauki programowania, którą porzuciła już jakiś czas temu. Musiała przyznać,
że zbyt często brała na siebie za dużo i z pracy przychodziła zmęczona. A to
tylko po to, aby nikt nie ciągał jej do zabawy z dziećmi. Wtedy nawet jej
rodzice okazywali odciągali maluchy, tłumacząc, że ciocia jest zmęczona. Czasem
nawet specjalnie udawała ospałą, aby zabić zapał Justyny czy Marka.
W dodatku
Marcin chyba naprawdę nie kłamał. Michał nie tylko nie hałasował, ale nie miał
problemu ze sprzątaniem. Co więcej, nie gotował strasznie śmierdzącego żarcia,
którego zapach roznosiłby się po całym mieszkaniu. Nie miała nic przeciw, że
przyprowadzał kolegów czy koleżanki i nawet pytał ją czy nie zechce dołączyć.
Ale nie nalegał i to właśnie jej się podobało.
Któregoś z
wieczoru, pokusiła się o obejrzenie filmu na kanapie w salonie. Tak wciągnęła
się w fabułę, że nawet nie zauważyła, że jej współlokator przemknął do kuchni.
Dopiero dostrzegła go, kiedy usiadł tuż obok, podając jej pełną miskę chipsów. Co
więcej nie miała nic przeciw aby został. Może to też dlatego, że nie przyszedł
z gołymi rękoma. Nawet nie przeszkadzało jej to, że komentował jej film.
Chociaż nienawidziła, gdy ktoś rozmawiał przy nim. Jednak Michał wypatrywał
nieścisłości albo rzeczy, na które Eliza nie zwróciłaby uwagi.
Kolejnym
razem, jakoś zagapiła się i sięgnęła gołymi rękoma po garnek z gorącą wodą.
Natychmiast go zrzuciła na podłogę. Nie tylko oparzyła sobie palec, ale i
stopę.
— Co się
stało? — Od razu pojawił się Michał, przywołany dźwiękiem starcia metalu z
podłogą. Nie musiał jednak pytać.
Od razu
przyszedł z pomocą i wsadził jej stopę do chłodnej wody w misce. Palcem u ręki
zajęła się sama. Nawet nie powiedział nic o tym, aby następnym razem uważała
albo coś w tym stylu. Nie zdążyła zaoponować też, kiedy opatrywał jej stopę. W
dodatku nawet nie odczuwała niekomfortowego dotyku.
— Chyba
nawet nie będzie blizny po tej ranie
— odparł tylko po skończeniu.
— Dziękuję.
Michał
odwdzięczył się szczerym uśmiechem.
A ona
zaczęła zastanawiać się, kiedy ostatnio przyjęła czyjąś pomoc i kiedy
wypowiedziała szczere podziękowanie, które nie było tylko krótkim „dzięki”.
W dodatku
im dłużej tu mieszkała tym bardziej zastanawiała się nad tym czy jej pomysł
mieszkania samej byłby taki idealny. Przyłapała się kilka razy na tym, że
tęskniła za tym gwarem i nawet tymi prośbami o zabawy. Nigdy nie pomyślałaby,
że kiedyś odczuje brak tego. Nawet cieszyła się, kiedy Michał wracał do domu,
bo czuła kogoś obecność. Czasem gdy włączyła telewizor, to tylko czekała aż
jego drzwi od pokoju się otworzą i zechce znów komentować jej film.
Największym
zaskoczeniem dla niej okazało się, że kiedy Kaśka znów zadzwoniła z propozycją
taniego mieszkania, to Eliza po godzinnie oddzwoniła i odmówiła. Nawet jej
poprzednia współpracownika nie spodziewała się, że kiedyś zmieni zdanie, a co
dopiero ona sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz