wtorek, 17 kwietnia 2018

„Królicza nora, pył i smok”



Nadia nie wierzyła w te bzdury.
Może gdyby była młodsza dałaby się nabrać na te opowieści, ale teraz była na to zwyczajnie za stara. Już nawet nie chodziło o to, że przyjaciółki robiły sobie z niej durne żarty. Zachowywały się tak jakby to była prawda. A tak przecież nie było, czyż nie? Świat książek był fascynujący, sama uwielbiała do niego uciekać, bo tam czuła się wyjątkowo dobrze – tak samo było z filmami czy serialami, które potrafiły pochłonąć ją na wiele godzin. Nie uważała tego za nic złego, jaką hipokrytką by była gdyby twierdziła, że spędzanie czasu w ten sposób jest złe i nie powinno się tego robić! Mimo wszystko to nic z tego nie było prawdziwe. Nie istniały inne światy, choć wiele by dała, żeby znaleźć się w świecie wymyślonym przez Rowling, albo Tolkiena – od świata stworzonego przez Martina wolała trzymać się z daleka. Poznać swoje ulubione fikcyjne postacie, zamienić z nimi kilka słów. To dopiero byłoby coś! Jednak zostały jej tylko i wyłącznie spotkania, kiedy sięgała po książki. I to było dla niej wystarczające. Mogła marzyć o spotkaniu się z Harrym czy Frodo, ale do tego nigdy nie dojdzie w realnym życiu. Wyobraźnia była potężnym narzędziem, a na swoje szczęście ona wiedziała jak z niej korzystać. I dokładnie to robiła każdego wieczoru, kiedy zakopana w ciepłej, pachnącej pościeli sięgała po kolejną, wciągającą powieść.

~*~

— Ona nie wierzy!
Przyglądali się życiu Nadii Casselli od długiego czasu. Wszyscy się zastanawiali dlaczego osoby, które mają w sobie najwięcej wiary nigdy nie wierzą. Albo gorzej — udają, że nie wierzą. Bo nie wypada? Och, co za bzdury! Wierzyć można było w każdym wieku i to żaden powód do wstydu! Nadia jeszcze tego nie rozumiała,  a oni mieli zamiar to zmienić. Dzięki istnieniu Pyłu wszyscy mogli się spotkać w jednym miejscu. Ulubieni bohaterzy, którzy towarzyszyli jej przy dorastaniu. Obserwowali z kartek książek oraz ekranu telewizora jak dorasta, jak się zmienia każdego dnia. Sięgała po nich coraz rzadziej, interesowała się innymi rzeczy i powoli zapominała o swoich ulubionych postaciach, które kochały ją równie mocno, jak ona kiedyś ich.
Lyra Belacqua za pomocną wykradzionego Pyłu, sprowadziła wszystkie najważniejsze postacie w jedno miejsce.
— Jeśli lord Asriel się dowie… oh, Lyro, dlaczego nie możemy się bawić z dziećmi? — jęknął Pan. Tym razem przybrał postać ciemnej ćmy, która latała przy uchu blondynki. Trzepotał nerwowo skrzydełkami, choć zwykle siedział na jej ramieniu i tam cicho szeptał do jej ucha. — Stelmaria na pewno coś wyczuła — dodał. Chyba nawet starał się przybrać groźny ton głosu, ale zupełnie nie pasowało to do malutkiej ćmy, którą chwile później Lyra odsunęła od siebie. To nie pierwsza i nie ostatnia przygoda tej dwójki. Przeżyli tyle razem, a Pantalaimon jeszcze się nie nauczył tego, że Lyrę ciężko jest odwieźć od tego, co dziewczynka sobie wymyśli.
Panna Belacqua była teraz odpowiedzialna za najważniejszą część całego zadania. Pył, wykradziony Pył, ale kto zwracałby na to uwagę?, miał jej w tym pomóc. Dzięki niemu można było się przenosić do innych światów. Lord Asriel już dawno to udowodnił, a Lyra była pewna, że gdyby tylko poprosił ją o pomoc, już dawno wszyscy wiedzieliby o istnieniu Pyłu i innych światów. Do końca nie wiedziała jak z tego korzystać, ale się dowie, prawda?
— I spóźnia się… Królik się spóźnia! — zawołała ponownie ćma cienkim, piskliwym głosem.
— Uciszysz się w końcu? — warknęła blondynka. Musiała się skupić, a przecież tego nie zrobi, kiedy jej dajmon brzęczał jej nad uchem! — Próbuję się skupić, a ty mi bardzo przeszkadzasz. Myślałam, że wiesz. Skoro czujesz to samo co ja — dodał już znacznie ciszej.
Uszaty z pewnością się pojawi. Miał przecież ten swój śmieszny zegarek, który — podobno — chodził bezbłędnie. Co prawda nie byli umówieni na konkretną godzinę, ale im wcześniej tym lepiej.
Minęło trochę czasu, ale Królik w końcu się pojawił. Lyra sądziła, że będzie znacznie większy, a tymczasem nie imponował wcale swoim wzrostem. Oczywiście był większy, niż zwykły królik, ale też nie był tak duży, jak tego oczekiwała. W Krainie Czarów nie była, więc skąd miała wiedzieć, że będzie on jednak dość… normalnego wzrostu? O ile w ogóle można uznać, że króliki mają jakiś normalny wzrost. Wszystkie które widziała były malutkie, słodziutkie i nie przypominały ani trochę Białego Królika wysłanego przez Alicję. Plan był prosty, wykonanie mało skomplikowane i jeśli sama Nadia da się w to wplątać, nie będzie żadnych problemów.
— W porządku — zaczęła Lyra — przeniesiemy się teraz do jej świata. Znajdziemy odpowiednią norę do której będziesz musiał ją zagonić, a potem wskoczyć…
— Znam przecież plan! Robiłem tak wiele razy z Alicją! — Biały Królik niemalże wybuchł, co było odrobinę śmieszne. W końcu był zwierzęciem, w dodatku zdenerwowanym królikiem. Nawet jeśli przerośniętym, to oczywiście, że wyglądało to zabawnie. — No dobrze, dobrze. Wiem, że Nadia to nie Alicja. Poradzę sobie, jestem w końcu Białym Królikiem, czyż nie?
— Obyś miał rację.
Przeniesienie się do świata doczesnych było odrobinę skomplikowane. Lyra nigdy nie używała Pyłu. Ona była zawsze jedynie obserwatorką. Lord był na tyle miły, że po prostu zabierał ją czasem na pokazy jak działa ten proszek. Notowała wszystko, każdy kolejny krok, a mimo to — i tak popełniła kilka błędów. Nie trwało to jednak długo, a niedługo później byli już na miejscu. Ich świat niewiele różnił się do świata w którym mieszkała Lyra. Poza tym, że ludzie nie mieli dajmonów. Pantalaimon przybrał postać małego, brązowo-białego pieska, aby nie wyróżniać się. Najciężej było mu zachować milczenie, cały czas nadawał i nadawał co doprowadzało Lyrę do wściekłości czasami. Na szczęście znał powagę sytuacji. Gdyby nagle się odezwał, albo zmienił kształt… Dlatego czasami żałowała, że nie może się oddalać od swojego dajmona. Pan często był jak kula u nogi, ale nawet te drobne wady nie sprawią, że przestałaby go nagle kochać. Samo znalezienie odpowiedniej nory zajęło im wiele czasu. W świecie Alicji było ich pełno, nawet u Lyry, a tutaj prawie nic! Długie poszukiwania się opłaciły. Była duża, dorosła osoba spokojnie mogłaby się tam zmieścić i teraz wystarczyło tylko zaciągnąć tu Nadię, otworzyć portal i gotowe!
Jedno z trudniejszych zadań zostało wykonane. Teraz musieli zająć się tym najważniejszym. Sprawić, żeby Nadia chciała iść za Białym Królikiem, a to mogło stanowić spory problem.

~*~

Zaraz po wejściu do domu zupełnie zapomniała o rozmowie z przyjaciółkami.
Pewnie normalnie jeszcze przez jakiś czas zastanawiałaby się nad tą sytuacją, ale nie dziś. Wewnętrznie czuła, że musi odpuścić. To było głupie, tyle w temacie, który ostatecznie uznała za zakończony. I jeśli miała być szczera to wcale nie chciała o tym myśleć. Korzystając z wolnego domu, który pusty będzie jeszcze przez jakiś czas, zdecydowała się zaparzyć zieloną herbatę, w swoim ulubionym kubeczku z jednorożcem, który był prezentem od dziadków. Nie było żadnej okazji, po prostu go dostała. Przy nogach cały czas kręcił się Smiley, piesek. Przygarnęła go z rodzicami kilka miesięcy temu, a w zasadzie znalazła biedaka podczas zimy. Nie lubiła wspominać tego okresu, zawsze się rozklejała. Smiley był mieszańcem i sięgał większości do kolan, kasztanowa sierść na grzbiecie, a wszystkie cztery łapki i brzuszek były bialutkie. Czasami odnosiła wrażenie, że to nie ona uratowała jego, ale on ją. W planach miała wypić herbatę, obejrzeć parę odcinków serialu i się położyć, to był naprawdę długi dzień, ale Smiley skutecznie jej w tym przeszkodził. Zaczął drapać pazurkami o drzwi wejściowe, a to zawsze oznaczało jedno — spacer.
Pewnie gdyby wiedziała, że zarówno i on jest zaangażowany w ten cały spisek, zostałaby w domu.
Upiła parę łyków herbaty, wciąż była gorąca, założyła na nowo bluzę, znalazła smycz i obrożę, wyszła z domu. Nadia nawet nie mogła podejrzewać, że coś mogłoby pójść tego późnego popołudnia nie tak. Jak zawsze chodziła po tym samym parku. Zwykle kręciło się tu wiele dzieciaków, osób starszych i młodszych, którzy aktywnie spędzali czas. Teraz była jednak tu zupełna cisza. Nawet ptaki nie śpiewały. Nadia z ciekawości spojrzała na niebo, ale nie zanosiło się na deszcz. Cóż, może inni sprawdzili pogodę i za chwilę lunie, wcale by się nie zdziwiła. Pogoda zadziwiała zawsze, nic więc dziwnego, że ludzie zostali w domu. Spacerowała po alejkach, Smiley maszerował obok niej, zatrzymując się co jakiś czas, aby powąchać krzaczek, drzewo czy nóżkę od ławki. I wtedy coś przykuło jej uwagę, coś białego.
Co jest? — Mruknęła do siebie. Zmrużyła oczy – jakby to miało jej pomóc dostrzec – ale nie zobaczyła nic poza białym, przemieszczającym się kształtem. Mogła przysiąc, że miał na siebie coś… na kształt kubraczka? Potrząsnęła głowa z niedowierzaniem i na moment zamknęła oczy. W tej chwili popełniła też błąd.
Smiley zerwał się nagle do biegu, głośno szczekając. Nadia zupełnie nie spodziewała się tego, nigdy nie trzymała go zbyt mocno, więc smycz wypadła z jej ręki i odbiła się z brzdękiem od betonowy chodnik. Zdążyła tylko za nim krzyknąć. Niemal od razu poderwała się do biegu za psem. Wcześniej nie zdarzało mu się uciekać, martwiła się więc podwójnie. Cały czas deptała mu po ogonie, może nie wyglądało, ale całkiem nieźle biegała na długie dystansy. Minęła dłuższa chwila zanim zaczęła mieć zadyszkę, wcale nie miała jednak zamiaru się poddać. Choćby nie wiadomo ile miała biec, złapie go. Jak wbiegli na trawę przestała słyszeć odbijającą się smycz, ledwo też widziała Smiley’ego, który nagle przyspieszył. Na pewno chciał ją zgubić. To było możliwe, że gonił tak za wiewiórką? Zresztą, nie ważne. Musiała go złapać! Z każdą chwilą zwalniała coraz bardziej, ale nie zamierzała się poddać. Chciała dobiec do czworonożnego przyjaciela i zabrać go do domu, napędził jej strachu tą ucieczką. Nie mogła dopuścić do tego, aby się zgubił! Smiley zatrzymał się po chwili przy drzewie. Widać było tylko niewielkie ciałko psa, głowę miał schowaną w… to możliwe? W ziemi? Dopiero za parę sekund do niej dotarło, gdzie ta głowa była schowana. W momencie kiedy zwierzak całkiem zniknął jej z oczu.
— Smiley, nie!
Zdążyła też tylko tyle krzyknąć, zanim pies wpadł do króliczej nory. Wzięła kilka głębszych wdechów i podbiegła do dziury. Opadła na kolana, brudząc spodnie trawą – och, no trudno. Jedną dłoń oparła na drzewie, a drugą na ziemi i schyliła się. Kilka razy zawołała imię psa, ale nic jej nie odpowiedziało. Zaczęła mieć najgorsze myśli – spadł i skręcił kark. Nie mogła dostrzec dna, trudno było stwierdzić co tam na dole jest. I telefonu jak na złość też nie miała. To jednak prawda, że w najgorszych chwilach nie ma tego co potrzebne.
— Smiley! — krzyknęła, zagwizdała i znowu cisza. Czuła w oczach już pierwsze łzy, a wtedy usłyszała ciche skomlenie. Poczuła niesamowitą ulgę, chyba każdy kto kiedykolwiek tracił nadzieję i znowu ja odzyskał, wiedział co w tej chwili czuła dziewczyna. — Już po ciebie idę!
Cofnęła się na kolanach. Zabrała dłoń z drzewa i położyła ja na ziemi. Pod palcami czuła chłodną trawę oraz ziemię. Nachyliła się trochę bardziej, dla pewności czy na pewno nic tam nie zobaczy. Niue przewidziała jednak tego, że pod ciężarem jej ciała ten kawałek ziemi się osunie. Stało się to w ciągu ułamka sekundy. Ziemia się osunęła, za nią dłoń, a Nadia straciła równowagę. Zdążyła raz, krótko i głośno krzyknąć, zanim całkiem wpadła do nory. Uczucie było podobne do zjeżdżania z wysokiej, pionowej kolejki górskiej. Równie szybko, nie można było otworzyć oczu i tylko można było krzyczeć. Dopiero po chwili udało się jej otworzyć oczy, krzyknęła głośno, przeraźliwie, kiedy dostrzegła spadające rzeczy obok niej. Od domowych przedmiotów po takie, których nazwać nie potrafiła. Wszystko wydawało się lecieć na nią, było to tak nierzeczywiste i jednocześnie straszne. Obawa przed tym, że zaraz coś ją rąbnie, była ogromna. Spadała coraz szybciej, coraz głębiej i już wcale nie myślała o psie, a przed oczami wcale nie przeleciało jej całe życie. Trudno było stwierdzić co takiego się teraz działo w jej głowie – była przerażona, smutna i jednocześnie dziwnie szczęśliwa, choć nie miało to nic wspólnego z tym, że za chwilę może umrzeć i nigdy więcej nie zobaczyć swojej rodziny, przyjaciół. Ostateczne zderzenie było bolesne, ale nie oznaczało końca. Z trudem usiadła. Przyłożyła dłoń do głowy mając wrażenie, że zaraz zwymiotuje od tego wszystkiego. Wymamrotała cicho coś pod nosem, a kiedy zauważyła, że wcale nie siedzi na podłodze, tylko suficie krzyknęła krótko. Drugi upadek był podobny do pierwszego, tym razem miała już pewność, że jest na podłodze i wszystko jest dobrze.
— To jakiś głupi sen — wymamrotała do siebie — zasnęłam przy herbacie.
Mogła to sobie tak tłumaczyć, ale czy to była prawda? Trudno było stwierdzić co jest prawdą, a co kłamstwem. Minęła dłuższa chwila zanim zobaczyła stolik. Coraz mniej chciało się jej w to wszystko wierzyć. Rzeczy robiły się coraz bardziej absurdalne, niemożliwe. Podchodząc do stolika obawiała się dokładnie tego, co tam ujrzała. Fiolka z różowym płynem i etykietką wypij mnie! Rozejrzała się dookoła, szukając ukrytej kamery, czegokolwiek co przekonałoby ją w tym, że jest w jakimś głupim programie. Taki żart pasowałby do jej starszego brata, Caleb miał do siebie to, że lubił robić durne żarty i choć ten ani trochę się jej nie podobał, był pomysłowy.
— No dobra, ha ha, wszystko fajnie, ale możecie już wyjść — rzuciła w przestrzeń — gdziekolwiek jesteście i kimkolwiek jesteście. Fajnie było, ale mam dość — dodała nieco groźniejszym tonem, który pewnie lubi by rozbawił, a nie przestraszył. Zresztą, trudno. Chciała tylko, żeby ta szopka się zakończyła.
Lyra z nerwów przygryzała wargę. Obserwowała wszystko przez małą szparę w ścianie. Plan szedł dobrze. Połknęła haczyk, ale teraz zaczęły się schody. Jak ją zmusić do tego, aby wypiła ten przeklęty sok? Och, teraz naprawdę pomoc Alicji okazałaby się niezastąpiona. Pam nie mógł jej pomóc, Biały Królik tym bardziej, ale… Ale miała jeszcze jedną opcję.
— Ty — wskazała na Smiley’ego — masz ją tu zawołać po psiemu.
— Niby jak? — odparł ludzkim głosem — mam ją ugryźć za kostkę i przytargać?
— Byłoby świetnie — mruknęła, a potem zrobiła coś, czego nie spodziewała się po sobie i zrobiło się jej bardzo głupio z tego powodu, ale teraz nie widziała innego wyjścia. Smiley pisnął przeraźliwie, warknął i niemal ugryzł Lyrę, która w ostatniej chwili cofnęła nogę. — Przepraszam — dodała cicho. W odpowiedzi jednak usłyszała tylko warknięcie, które pewnie po psiemu nie znaczyło nic miłego.
Okrutny plan podziałał – Nadia zaczęła znowu wołać swojego przyjaciela. Lyra przez dziurę widziała jak biega w tą i z powrotem nie wiedząc co zrobić. W końcu jednak trafiła na coś, a mianowicie na drzwi – niewielkie, niemalże niewidoczne. Obserwowała jak do nich podchodzi, szarpie za klamkę i się poddaje. Wróciła z powrotem do stolika, wzięła fiolkę i upiła łyk. To co stało się potem dla niektórych było oczywiste. Lyra obserwowała jak Nadia niezwykle szybko rośnie. Usłyszała pękającą tkaninę, jej krzyk, a potem dziurkę zasłoniła – oby – noga dziewczyny. Ledwo teraz cokolwiek słyszała, ale jeśli się nie myliła Nadia znalazła klucz do drzwi oraz ciastko. Przy ciastku nie było żadnego napisu, więc może sama się domyśli co ma z nim zrobić. Na szczęście tak właśnie się stało, a Nadia po dwóch gryzach stała się znacznie mniejsza. Wystarczająco mała, aby zmieściła się w drzwiach. Długo nie trzeba było czekać na to, aby dziewczyna przeszła przez drzwi. Błędem było nie spojrzenie pod nogi, nie było tam żadnego gruntu, więc dziewczyna po raz kolejny spadła w przepaść, która wydawała się nie mieć końca. Czuła, że to wszystko musi się jej śnić. Jak inaczej miałaby sobie wytłumaczyć tą sytuację? Nic co się tu działo, nie było normalne. Każda ta sytuacja była niezwykle znajoma, jednak Nadia nie dopuszczała do siebie myśli, że to może być właśnie to. O dziwo nie było twardego lądowania. Spadła najpierw na ogromny liść, a potem zsuwała się na kolejne i kolejne, aż w końcu opadła na kupę suchych liści, a te wręcz pochłonęły ją w całości. Nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, że bardzo blisko niej ukryte są osoby odpowiedzialne za ściągnięcie jej tutaj. Wszystko wyglądało niesamowicie, ale nierealnie. Dopuszczenie do siebie myśli, ze to jednak mogłoby być prawdą oznaczałoby przyznanie się do wierzenia w takie rzeczy, a to nie mogło się dziać naprawdę.
Wygrzebanie się z liści było dość problematyczne, bardzo prędko się okazało, że ubrania się podarte i niewiele z nich zostało. Okryła się strzępkami, ale mimo to czuła się niezwykle naga. Naga i samotna. W pierwszej chwili chciała się rozpłakać, niczym małe dziecko. Nawet jeśli to niczego nie da, nawet jeśli to nic nie da. Miała już zamiar to zrobić, kiedy krzaki przed nią zaczęły się poruszać. Zastygła w bezruchu, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w liście, które drżały i czekała, co z nich wyskoczy. Spodziewała się różnych stworów, każdej maści, została teraz zaskoczona, bo zamiast potwora wyszła jakże znajoma istota.
Smiley.
Pies trzymał w pysku jakiś materiał. Podszedł do dziewczyny, odłożył trzymaną w pysku rzecz i się wycofał. Nadia nawet nie zdążyła go pogłaskać, ani się przywitać. Przejrzała jednak szybko rzecz, którą okazała się być sukienka. W jasnozielonych kolorach, z falbankami. Wyglądała jak wyjęta z dziewiętnastego wieku, ale z mieszanką nowoczesności. Nie czekała długo i ją założyła. Pasowała idealnie.
Ledwo zdążyła wstać, a cała świta już się pojawiła.
— O mój — wydusiła z siebie tylko tyle, co i tak było o wiele więcej, niż wszyscy od niej oczekiwali. Nadia wcale nie wyglądała na zszokowaną, po głosie można poznać, że taka była, ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zupełnie jakby zastygła w miejscu i zrobił się z niej kamień.
— Ciebie też miło w końcu poznać — odezwała się Alicja i lekko dygnęła przed dziewczyną, jak przystało — masz pewnie wiele pytań, prawda? Wszystko wyjaśnimy ci w drodze do zamku Białej Królowej.
Brzmiało to nieprawdopodobnie. Nadia nie mogła wykrztusić z siebie choćby jednego słowa, ale nie musiała też nic mówić. Po prostu pozwoliła, aby Alicja i Lyra ją poprowadziły do zamku, bo tam czekały na nią wszystkie odpowiedzi na wszystkie pytania.

~*~

Czyli to wszystko to prawda?
Alicja skinęła głową w odpowiedzi. Może to brzmiało nieprawdopodobnie, ale było prawdą.
Chyba potrzebuję więcej czasu, żeby to przetrawić — powiedziała cicho i pokręciła lekko. Wciąż do niej to nie docierało, choć nawet nie minęło dużo czasu. Nie rozumiała dlaczego im jest potrzebna i na co ją tu ściągnęły, choć bardzo ładnie jej to zostało wytłumaczone. I Smiley. Smiley, który potrafił rozmawiać! Tego było o wiele za dużo. Droga do zamku była taka jaką zapamiętała, a raczej jaką sobie wyobraziła. Fakt, że kilka różnych światów ze sobą żyło było czymś nie do przyjęcia.
Tak samo jak rozmowa z Alicją czy Lyrą. To było ciężkie do przyjęcia. Nie były przecież prawdziwe, tylko wytworem cudzej wyobraźni. Ktoś je stworzył, przelał swoje myśli na papier, a teraz się okazywało, że to jednak nie były tylko książki, ale coś o wiele lepszego. Musiała minąć dłuższa chwila zanim wszystko sobie ułożyła w głowie i była gotowa na to, aby zmierzyć się z reszta książkowych postaci. Sama rozmowa z Białą Królową była dość… dziwna. I sam fakt, ze miała się zmierzyć z jej siostrą był wręcz nie do przyjęcia, ale czy mogła odmówić? Oczywiście, że nie! Chciała podjąć się tego wyzwania, choć z drugiej strony to nadal wyglądało nadzwyczaj dziwnie. Normalnie sądziłaby, że podczas spaceru straciła przytomność, mocno się uderzyła, a teraz śniła o dziwnych rzeczach. Jednak coś mówiło jej, że wcale tak nie jest.
I naprawdę nie mogła się doczekać czekających ją przygód.

~*~

Oddychała ciężko, a serce waliło jej w piersi. Zupełnie jakby chciało uciec jak najdalej stąd. Wcale mu się nie dziwiła, bo sama z wielką chęcią chciałaby teraz uciec. Na początku sądziła, że to fajna przygoda – jak każda inna. Z czasem, kiedy cały plan został rozpisany w szczegółach, zaczynało być jej niedobrze. Wszystko było nie tak jak sobie wyobrażała. Chciała przeżyć przygodę życia – i przeżywała, żeby nie było! - ale spodziewała się czegoś zupełnie innego. Bała się teraz postawić chociażby krok.
Szalony Kapelusznik stał obok niej, a raczej dygotał i powtarzał „Wielkie głowy nadchodzą, wielkie głowy nadchodzą”, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Zupełnie jakby to, że zaraz może stracić życie w walce z pupilkiem Czerwonej Królowej było czymś zabawnym! Wszyscy ją zapewniali, że sobie poradzi i wszystko będzie dobrze, ale nie mogła w to uwierzyć. Starała się, bo w końcu była teraz w Krainie Czarów, a znalazła się tu za pomocą magicznego Pyłu, który otwierał portale do innych światów. Niedorzeczne, prawda? A jak prawdziwe… Czekała na finał tej walki, która jeszcze się nawet nie rozpoczęła.
Nadia była pewna, że przegra. Nigdy nikogo nie zabiła, a teraz miała pozbawić życia istotę, która jest od niej o kilka razy większa! Trzymał się z tyłu, za armią królowej, ale doskonale widać było ogromne, czerwone skrzydła, a kiedy otwierał pysk razem z nim wypuszczał dym. Wyglądało to tak samo, kiedy oddycha się na mrozie. Ogarniał ją coraz większy strach, zastanawiała się czy nie będzie lepiej się wycofać. Chciała nawet to zrobić, ale nie mogła się nawet cofnąć! Czuła się jak w potrzasku. Odwagi wcale jej nie dodawały słowa, które zapewniały, że sobie świetnie poradzi. Po każdym takim słowie czuła się jeszcze gorzej, paskudnie wręcz! Mogła przysiąc, że trzęsie się jak podczas febry i to wcale jej nie pocieszało. Adrenalina zwykle dodawała trochę odwagi, a w jej przypadku raczej ją zabierała i podsycała strach. Chciała wykrzyczeć wszystkim, że wierzy i ma już dość, żeby zabrali ją z powrotem do domu. Bardziej chyba przerażał ją Smiley, który był najbardziej gotowy ze wszystkich. Niezbyt duży piesek, gotów do tego, aby rzucić się innym do gardła. Czując czyjąś dłoń zaciskającą się na jej, miała wrażenie, że jest odrobinkę lepiej. Lyra wspierała ją całą sobą, bała się nadal, ale wiedząc, że obok siebie ma taką osobę – a raczej osoby – nic nie mogło pójść źle.
Trudno było stwierdzić, kiedy wszystko się zaczęło. Bała się tego, ale kiedy przyszło co do czego cały strach z niej uleciał i wiedziała co ma robić. Wydana jej broń już przestała być ciężka w dłoni, sprawnie się nią posługiwała i tak samo unikała ciosów, które inni chcieli jej zadać. To była jednak dopiero rozgrzewka, po pokonaniu armii czekał na  nią jeszcze smok. Ogromny, przeraźliwy stwór, który z każdą chwilą rósł w jej oczach. Czerwona Królowa nie wyglądała na zadowoloną z tego, że to ona ma przewagę, a jej armia z każdą chwilą robi się coraz mniejsza i mniejsza. Widziała strach na jej twarzy. Posiadała jednak jeszcze nadzieję w postaci swojego pupila, który przecież jednym zionięciem mógł sprawić, że wszystko stanie w płomieniach. Nadia bała się tego, że właśnie to może się wydarzyć, a jednak… Jednak tak nie było. Kiedy doszło do walki wręcz z wielkim jaszczurem nie wykorzystał tego, w zasadzie to co się wydarzyło było trudne do opisania i nie wiedziała. Była blisko tego, aby zatopienia stali w ciele jaszczura wszystko zaczęło się rozmazywać. Postacie dosłownie rozpływały się w powietrzu, zostawał z nich tylko drobny pył, który po chwili również znikał. Nie minęło dużo czasu, a Nadia została zupełnie sama. Tylko na moment, krótką chwilę, bo i ją spotkało to samo.

~*~

Otworzyła oczy podnosząc się do siadu.
Była zgrzana, oddychała ciężko i wcale nie była w swoim pokoju, jak tego oczekiwała. Znajdowała się pod drzewem, a obok była dziura. Lecz o wiele mniejsza, niż wcześniej. Kręciło się jej w głowie, nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić i pewnie siedziałaby tak skołowana cały czas, gdyby nie usłyszała znajomego głosu za sobą.
— Dobrze się z tobą bawiłyśmy — powiedziała Lyra i uśmiechnęła się. Wyciągnęła do Nadii dłoń, aby pomóc jej wstać z ziemi. — Mam nadzieję, że zapamiętasz to na długi czas.
— Ale ja nie skończyłam… I jak… jak się tu znalazłam z powrotem?
— Nie chodziło wcale o to, żebyś podjęła walkę ze smokiem, albo z armią. Miałaś tylko uwierzyć.
— Spotkam was jeszcze? — zapytała z nadzieją.
To nie mogło się przecież skończyć tylko na tym, prawda? Musiał istnieć sposób na to, aby jeszcze kiedyś znowu mogły się spotkać. Czuła, że naprawdę mogłaby się zaprzyjaźnić z Lyrą i Alicją. Nie chciała kończyć tej przygody. Dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że ma na sobie nadal sukienkę, którą musiała założyć tam.
— Możliwe — odparła wymijająco — wracamy, Alicjo?
— Wracamy.
Stała z boku, a przy jej nogach siedział Smiley i obserwowali oboje jak za pomocą Pyłu Lyra przenosi się do swojego świata. Pan znowu był ćmą, która latała obok ucha Lyry, a Alicji towarzyszył Biały Królik. Trudno było się im pożegnać, choć wszyscy sądzili, że pójdzie gładko – to wcale tak  nie było. Pierwsza zniknęła Lyra. Weszła do portalu, przez krótką chwilę Nadia mogła zajrzeć do jej świata. Magicznego i zupełnie innego od niej. Widziała ludzi, a obok nich ich dajmony, które dumnie kroczyły bądź latały obok. I wiedziała, że kiedyś będzie musiała zrobić wszystko, aby znaleźć się w świecie przyjaciółki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz