Nadia
nie wierzyła w te bzdury.
Może
gdyby była młodsza dałaby się nabrać na te opowieści, ale teraz była na to
zwyczajnie za stara. Już nawet nie chodziło o to, że przyjaciółki robiły sobie
z niej durne żarty. Zachowywały się tak jakby to była prawda. A tak przecież
nie było, czyż nie? Świat książek był fascynujący, sama uwielbiała do niego
uciekać, bo tam czuła się wyjątkowo dobrze – tak samo było z filmami czy
serialami, które potrafiły pochłonąć ją na wiele godzin. Nie uważała tego za
nic złego, jaką hipokrytką by była gdyby twierdziła, że spędzanie czasu w ten
sposób jest złe i nie powinno się tego robić! Mimo wszystko to nic z tego nie
było prawdziwe. Nie istniały inne światy, choć wiele by dała, żeby znaleźć się
w świecie wymyślonym przez Rowling, albo Tolkiena – od świata stworzonego przez
Martina wolała trzymać się z daleka. Poznać swoje ulubione fikcyjne postacie,
zamienić z nimi kilka słów. To dopiero byłoby coś! Jednak zostały jej tylko i
wyłącznie spotkania, kiedy sięgała po książki. I to było dla niej
wystarczające. Mogła marzyć o spotkaniu się z Harrym czy Frodo, ale do tego
nigdy nie dojdzie w realnym życiu. Wyobraźnia była potężnym narzędziem, a na
swoje szczęście ona wiedziała jak z niej korzystać. I dokładnie to robiła
każdego wieczoru, kiedy zakopana w ciepłej, pachnącej pościeli sięgała po
kolejną, wciągającą powieść.
~*~
— Ona
nie wierzy!
Przyglądali
się życiu Nadii Casselli od długiego czasu. Wszyscy się zastanawiali dlaczego
osoby, które mają w sobie najwięcej wiary nigdy nie wierzą. Albo gorzej —
udają, że nie wierzą. Bo nie wypada? Och, co za bzdury! Wierzyć można było w
każdym wieku i to żaden powód do wstydu! Nadia jeszcze tego nie rozumiała, a oni mieli zamiar to zmienić. Dzięki
istnieniu Pyłu wszyscy mogli się spotkać w jednym miejscu. Ulubieni bohaterzy,
którzy towarzyszyli jej przy dorastaniu. Obserwowali z kartek książek oraz
ekranu telewizora jak dorasta, jak się zmienia każdego dnia. Sięgała po nich
coraz rzadziej, interesowała się innymi rzeczy i powoli zapominała o swoich
ulubionych postaciach, które kochały ją równie mocno, jak ona kiedyś ich.
Lyra
Belacqua za pomocną wykradzionego Pyłu, sprowadziła wszystkie najważniejsze
postacie w jedno miejsce.
—
Jeśli lord Asriel się dowie… oh, Lyro, dlaczego nie możemy się bawić z dziećmi?
— jęknął Pan. Tym razem przybrał postać ciemnej ćmy, która latała przy uchu
blondynki. Trzepotał nerwowo skrzydełkami, choć zwykle siedział na jej ramieniu
i tam cicho szeptał do jej ucha. — Stelmaria na pewno coś wyczuła — dodał.
Chyba nawet starał się przybrać groźny ton głosu, ale zupełnie nie pasowało to
do malutkiej ćmy, którą chwile później Lyra odsunęła od siebie. To nie pierwsza
i nie ostatnia przygoda tej dwójki. Przeżyli tyle razem, a Pantalaimon jeszcze
się nie nauczył tego, że Lyrę ciężko jest odwieźć od tego, co dziewczynka sobie
wymyśli.
Panna
Belacqua była teraz odpowiedzialna za najważniejszą część całego zadania. Pył,
wykradziony Pył, ale kto zwracałby na to uwagę?, miał jej w tym pomóc. Dzięki
niemu można było się przenosić do innych światów. Lord Asriel już dawno to
udowodnił, a Lyra była pewna, że gdyby tylko poprosił ją o pomoc, już dawno
wszyscy wiedzieliby o istnieniu Pyłu i innych światów. Do końca nie wiedziała
jak z tego korzystać, ale się dowie, prawda?
— I
spóźnia się… Królik się spóźnia! — zawołała ponownie ćma cienkim,
piskliwym głosem.
—
Uciszysz się w końcu? — warknęła blondynka. Musiała się skupić, a przecież tego
nie zrobi, kiedy jej dajmon brzęczał jej nad uchem! — Próbuję się skupić, a ty
mi bardzo przeszkadzasz. Myślałam, że wiesz. Skoro czujesz to samo co ja —
dodał już znacznie ciszej.
Uszaty
z pewnością się pojawi. Miał przecież ten swój śmieszny zegarek, który —
podobno — chodził bezbłędnie. Co prawda nie byli umówieni na konkretną godzinę,
ale im wcześniej tym lepiej.
Minęło
trochę czasu, ale Królik w końcu się pojawił. Lyra sądziła, że będzie znacznie
większy, a tymczasem nie imponował wcale swoim wzrostem. Oczywiście był
większy, niż zwykły królik, ale też nie był tak duży, jak tego oczekiwała. W
Krainie Czarów nie była, więc skąd miała wiedzieć, że będzie on jednak dość…
normalnego wzrostu? O ile w ogóle można uznać, że króliki mają jakiś normalny
wzrost. Wszystkie które widziała były malutkie, słodziutkie i nie przypominały
ani trochę Białego Królika wysłanego przez Alicję. Plan był prosty, wykonanie
mało skomplikowane i jeśli sama Nadia da się w to wplątać, nie będzie żadnych
problemów.
— W
porządku — zaczęła Lyra — przeniesiemy się teraz do jej świata. Znajdziemy
odpowiednią norę do której będziesz musiał ją zagonić, a potem wskoczyć…
— Znam
przecież plan! Robiłem tak wiele razy z Alicją! — Biały Królik niemalże
wybuchł, co było odrobinę śmieszne. W końcu był zwierzęciem, w dodatku
zdenerwowanym królikiem. Nawet jeśli przerośniętym, to oczywiście, że wyglądało
to zabawnie. — No dobrze, dobrze. Wiem, że Nadia to nie Alicja. Poradzę sobie,
jestem w końcu Białym Królikiem, czyż nie?
— Obyś
miał rację.
Przeniesienie
się do świata doczesnych było odrobinę skomplikowane. Lyra nigdy nie używała
Pyłu. Ona była zawsze jedynie obserwatorką. Lord był na tyle miły, że po prostu
zabierał ją czasem na pokazy jak działa ten proszek. Notowała wszystko, każdy
kolejny krok, a mimo to — i tak popełniła kilka błędów. Nie trwało to jednak
długo, a niedługo później byli już na miejscu. Ich świat niewiele różnił się do
świata w którym mieszkała Lyra. Poza tym, że ludzie nie mieli dajmonów.
Pantalaimon przybrał postać małego, brązowo-białego pieska, aby nie wyróżniać
się. Najciężej było mu zachować milczenie, cały czas nadawał i nadawał co
doprowadzało Lyrę do wściekłości czasami. Na szczęście znał powagę sytuacji.
Gdyby nagle się odezwał, albo zmienił kształt… Dlatego czasami żałowała, że nie
może się oddalać od swojego dajmona. Pan często był jak kula u nogi, ale nawet
te drobne wady nie sprawią, że przestałaby go nagle kochać. Samo znalezienie
odpowiedniej nory zajęło im wiele czasu. W świecie Alicji było ich pełno, nawet
u Lyry, a tutaj prawie nic! Długie poszukiwania się opłaciły. Była duża,
dorosła osoba spokojnie mogłaby się tam zmieścić i teraz wystarczyło tylko
zaciągnąć tu Nadię, otworzyć portal i gotowe!
Jedno
z trudniejszych zadań zostało wykonane. Teraz musieli zająć się tym
najważniejszym. Sprawić, żeby Nadia chciała iść za Białym Królikiem, a to mogło
stanowić spory problem.
~*~
Zaraz
po wejściu do domu zupełnie zapomniała o rozmowie z przyjaciółkami.
Pewnie
normalnie jeszcze przez jakiś czas zastanawiałaby się nad tą sytuacją, ale nie
dziś. Wewnętrznie czuła, że musi odpuścić. To było głupie, tyle w temacie,
który ostatecznie uznała za zakończony. I jeśli miała być szczera to wcale nie
chciała o tym myśleć. Korzystając z wolnego domu, który pusty będzie jeszcze
przez jakiś czas, zdecydowała się zaparzyć zieloną herbatę, w swoim
ulubionym kubeczku z jednorożcem, który był prezentem od dziadków. Nie
było żadnej okazji, po prostu go dostała. Przy nogach cały czas kręcił się
Smiley, piesek. Przygarnęła go z rodzicami kilka miesięcy temu, a w zasadzie
znalazła biedaka podczas zimy. Nie lubiła wspominać tego okresu, zawsze się
rozklejała. Smiley był mieszańcem i sięgał większości do kolan, kasztanowa
sierść na grzbiecie, a wszystkie cztery łapki i brzuszek były bialutkie.
Czasami odnosiła wrażenie, że to nie ona uratowała jego, ale on ją. W planach
miała wypić herbatę, obejrzeć parę odcinków serialu i się położyć, to był
naprawdę długi dzień, ale Smiley skutecznie jej w tym przeszkodził. Zaczął
drapać pazurkami o drzwi wejściowe, a to zawsze oznaczało jedno — spacer.
Pewnie
gdyby wiedziała, że zarówno i on jest zaangażowany w ten cały spisek, zostałaby
w domu.
Upiła
parę łyków herbaty, wciąż była gorąca, założyła na nowo bluzę, znalazła smycz i
obrożę, wyszła z domu. Nadia nawet nie mogła podejrzewać, że coś mogłoby pójść
tego późnego popołudnia nie tak. Jak zawsze chodziła po tym samym parku. Zwykle
kręciło się tu wiele dzieciaków, osób starszych i młodszych, którzy aktywnie
spędzali czas. Teraz była jednak tu zupełna cisza. Nawet ptaki nie śpiewały.
Nadia z ciekawości spojrzała na niebo, ale nie zanosiło się na deszcz.
Cóż, może inni sprawdzili pogodę i za chwilę lunie, wcale by się nie zdziwiła.
Pogoda zadziwiała zawsze, nic więc dziwnego, że ludzie zostali w domu.
Spacerowała po alejkach, Smiley maszerował obok niej, zatrzymując się co jakiś
czas, aby powąchać krzaczek, drzewo czy nóżkę od ławki. I wtedy coś przykuło
jej uwagę, coś białego.
— Co jest? — Mruknęła do siebie. Zmrużyła oczy –
jakby to miało jej pomóc dostrzec – ale nie zobaczyła nic poza białym,
przemieszczającym się kształtem. Mogła przysiąc, że miał na siebie coś… na
kształt kubraczka? Potrząsnęła głowa z niedowierzaniem i na moment zamknęła
oczy. W tej chwili popełniła też błąd.
Smiley
zerwał się nagle do biegu, głośno szczekając. Nadia zupełnie nie spodziewała
się tego, nigdy nie trzymała go zbyt mocno, więc smycz wypadła z jej ręki i odbiła
się z brzdękiem od betonowy chodnik. Zdążyła tylko za nim krzyknąć. Niemal od
razu poderwała się do biegu za psem. Wcześniej nie zdarzało mu się uciekać,
martwiła się więc podwójnie. Cały czas deptała mu po ogonie, może nie
wyglądało, ale całkiem nieźle biegała na długie dystansy. Minęła dłuższa chwila
zanim zaczęła mieć zadyszkę, wcale nie miała jednak zamiaru się poddać. Choćby
nie wiadomo ile miała biec, złapie go. Jak wbiegli na trawę przestała słyszeć
odbijającą się smycz, ledwo też widziała Smiley’ego, który nagle przyspieszył.
Na pewno chciał ją zgubić. To było możliwe, że gonił tak za wiewiórką? Zresztą,
nie ważne. Musiała go złapać! Z każdą chwilą zwalniała coraz bardziej, ale nie
zamierzała się poddać. Chciała dobiec do czworonożnego przyjaciela i zabrać go
do domu, napędził jej strachu tą ucieczką. Nie mogła dopuścić do tego, aby się
zgubił! Smiley zatrzymał się po chwili przy drzewie. Widać było tylko
niewielkie ciałko psa, głowę miał schowaną w… to możliwe? W ziemi? Dopiero za
parę sekund do niej dotarło, gdzie ta głowa była schowana. W momencie kiedy
zwierzak całkiem zniknął jej z oczu.
—
Smiley, nie!
Zdążyła
też tylko tyle krzyknąć, zanim pies wpadł do króliczej nory. Wzięła kilka
głębszych wdechów i podbiegła do dziury. Opadła na kolana, brudząc spodnie
trawą – och, no trudno. Jedną dłoń oparła na drzewie, a drugą na ziemi i
schyliła się. Kilka razy zawołała imię psa, ale nic jej nie odpowiedziało.
Zaczęła mieć najgorsze myśli – spadł i skręcił kark. Nie mogła dostrzec dna,
trudno było stwierdzić co tam na dole jest. I telefonu jak na złość też nie
miała. To jednak prawda, że w najgorszych chwilach nie ma tego co potrzebne.
—
Smiley! — krzyknęła, zagwizdała i znowu cisza. Czuła w oczach już pierwsze łzy,
a wtedy usłyszała ciche skomlenie. Poczuła niesamowitą ulgę, chyba każdy kto
kiedykolwiek tracił nadzieję i znowu ja odzyskał, wiedział co w tej chwili
czuła dziewczyna. — Już po ciebie idę!
Cofnęła
się na kolanach. Zabrała dłoń z drzewa i położyła ja na ziemi. Pod palcami
czuła chłodną trawę oraz ziemię. Nachyliła się trochę bardziej, dla pewności
czy na pewno nic tam nie zobaczy. Niue przewidziała jednak tego, że pod
ciężarem jej ciała ten kawałek ziemi się osunie. Stało się to w ciągu ułamka
sekundy. Ziemia się osunęła, za nią dłoń, a Nadia straciła równowagę. Zdążyła
raz, krótko i głośno krzyknąć, zanim całkiem wpadła do nory. Uczucie było
podobne do zjeżdżania z wysokiej, pionowej kolejki górskiej. Równie szybko, nie
można było otworzyć oczu i tylko można było krzyczeć. Dopiero po chwili udało
się jej otworzyć oczy, krzyknęła głośno, przeraźliwie, kiedy dostrzegła
spadające rzeczy obok niej. Od domowych przedmiotów po takie, których nazwać
nie potrafiła. Wszystko wydawało się lecieć na nią, było to tak nierzeczywiste
i jednocześnie straszne. Obawa przed tym, że zaraz coś ją rąbnie, była ogromna.
Spadała coraz szybciej, coraz głębiej i już wcale nie myślała o psie, a przed
oczami wcale nie przeleciało jej całe życie. Trudno było stwierdzić co takiego
się teraz działo w jej głowie – była przerażona, smutna i jednocześnie dziwnie
szczęśliwa, choć nie miało to nic wspólnego z tym, że za chwilę może umrzeć i
nigdy więcej nie zobaczyć swojej rodziny, przyjaciół. Ostateczne zderzenie było
bolesne, ale nie oznaczało końca. Z trudem usiadła. Przyłożyła dłoń do głowy
mając wrażenie, że zaraz zwymiotuje od tego wszystkiego. Wymamrotała cicho coś
pod nosem, a kiedy zauważyła, że wcale nie siedzi na podłodze, tylko suficie
krzyknęła krótko. Drugi upadek był podobny do pierwszego, tym razem miała już pewność,
że jest na podłodze i wszystko jest dobrze.
— To
jakiś głupi sen — wymamrotała do siebie — zasnęłam przy herbacie.
Mogła
to sobie tak tłumaczyć, ale czy to była prawda? Trudno było stwierdzić co jest
prawdą, a co kłamstwem. Minęła dłuższa chwila zanim zobaczyła stolik. Coraz
mniej chciało się jej w to wszystko wierzyć. Rzeczy robiły się coraz bardziej
absurdalne, niemożliwe. Podchodząc do stolika obawiała się dokładnie tego, co
tam ujrzała. Fiolka z różowym płynem i etykietką wypij mnie! Rozejrzała się
dookoła, szukając ukrytej kamery, czegokolwiek co przekonałoby ją w tym, że
jest w jakimś głupim programie. Taki żart pasowałby do jej starszego brata,
Caleb miał do siebie to, że lubił robić durne żarty i choć ten ani trochę się
jej nie podobał, był pomysłowy.
— No
dobra, ha ha, wszystko fajnie, ale możecie już wyjść — rzuciła w przestrzeń —
gdziekolwiek jesteście i kimkolwiek jesteście. Fajnie było, ale mam dość —
dodała nieco groźniejszym tonem, który pewnie lubi by rozbawił, a nie
przestraszył. Zresztą, trudno. Chciała tylko, żeby ta szopka się zakończyła.
Lyra z
nerwów przygryzała wargę. Obserwowała wszystko przez małą szparę w ścianie.
Plan szedł dobrze. Połknęła haczyk, ale teraz zaczęły się schody. Jak ją zmusić
do tego, aby wypiła ten przeklęty sok? Och, teraz naprawdę pomoc Alicji
okazałaby się niezastąpiona. Pam nie mógł jej pomóc, Biały Królik tym bardziej,
ale… Ale miała jeszcze jedną opcję.
— Ty —
wskazała na Smiley’ego — masz ją tu zawołać po psiemu.
— Niby
jak? — odparł ludzkim głosem — mam ją ugryźć za kostkę i przytargać?
—
Byłoby świetnie — mruknęła, a potem zrobiła coś, czego nie spodziewała się po
sobie i zrobiło się jej bardzo głupio z tego powodu, ale teraz nie widziała
innego wyjścia. Smiley pisnął przeraźliwie, warknął i niemal ugryzł Lyrę, która
w ostatniej chwili cofnęła nogę. — Przepraszam — dodała cicho. W odpowiedzi
jednak usłyszała tylko warknięcie, które pewnie po psiemu nie znaczyło nic
miłego.
Okrutny
plan podziałał – Nadia zaczęła znowu wołać swojego przyjaciela. Lyra przez
dziurę widziała jak biega w tą i z powrotem nie wiedząc co zrobić. W końcu
jednak trafiła na coś, a mianowicie na drzwi – niewielkie, niemalże
niewidoczne. Obserwowała jak do nich podchodzi, szarpie za klamkę i się
poddaje. Wróciła z powrotem do stolika, wzięła fiolkę i upiła łyk. To co stało
się potem dla niektórych było oczywiste. Lyra obserwowała jak Nadia niezwykle
szybko rośnie. Usłyszała pękającą tkaninę, jej krzyk, a potem dziurkę zasłoniła
– oby – noga dziewczyny. Ledwo teraz cokolwiek słyszała, ale jeśli się nie
myliła Nadia znalazła klucz do drzwi oraz ciastko. Przy ciastku nie było
żadnego napisu, więc może sama się domyśli co ma z nim zrobić. Na szczęście tak
właśnie się stało, a Nadia po dwóch gryzach stała się znacznie mniejsza. Wystarczająco
mała, aby zmieściła się w drzwiach. Długo nie trzeba było czekać na to, aby
dziewczyna przeszła przez drzwi. Błędem było nie spojrzenie pod nogi, nie było
tam żadnego gruntu, więc dziewczyna po raz kolejny spadła w przepaść, która
wydawała się nie mieć końca. Czuła, że to wszystko musi się jej śnić. Jak
inaczej miałaby sobie wytłumaczyć tą sytuację? Nic co się tu działo, nie było
normalne. Każda ta sytuacja była niezwykle znajoma, jednak Nadia nie
dopuszczała do siebie myśli, że to może być właśnie to. O dziwo nie było
twardego lądowania. Spadła najpierw na ogromny liść, a potem zsuwała się na
kolejne i kolejne, aż w końcu opadła na kupę suchych liści, a te wręcz
pochłonęły ją w całości. Nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, że bardzo
blisko niej ukryte są osoby odpowiedzialne za ściągnięcie jej tutaj. Wszystko
wyglądało niesamowicie, ale nierealnie. Dopuszczenie do siebie myśli, ze to
jednak mogłoby być prawdą oznaczałoby przyznanie się do wierzenia w takie
rzeczy, a to nie mogło się dziać naprawdę.
Wygrzebanie
się z liści było dość problematyczne, bardzo prędko się okazało, że ubrania się
podarte i niewiele z nich zostało. Okryła się strzępkami, ale mimo to czuła się
niezwykle naga. Naga i samotna. W pierwszej chwili chciała się rozpłakać,
niczym małe dziecko. Nawet jeśli to niczego nie da, nawet jeśli to nic nie da.
Miała już zamiar to zrobić, kiedy krzaki przed nią zaczęły się poruszać.
Zastygła w bezruchu, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w liście, które
drżały i czekała, co z nich wyskoczy. Spodziewała się różnych stworów, każdej
maści, została teraz zaskoczona, bo zamiast potwora wyszła jakże znajoma
istota.
Smiley.
Pies
trzymał w pysku jakiś materiał. Podszedł do dziewczyny, odłożył trzymaną w
pysku rzecz i się wycofał. Nadia nawet nie zdążyła go pogłaskać, ani się
przywitać. Przejrzała jednak szybko rzecz, którą okazała się być sukienka. W
jasnozielonych kolorach, z falbankami. Wyglądała jak wyjęta z dziewiętnastego
wieku, ale z mieszanką nowoczesności. Nie czekała długo i ją założyła. Pasowała
idealnie.
Ledwo
zdążyła wstać, a cała świta już się pojawiła.
— O
mój — wydusiła z siebie tylko tyle, co i tak było o wiele więcej, niż wszyscy
od niej oczekiwali. Nadia wcale nie wyglądała na zszokowaną, po głosie można
poznać, że taka była, ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zupełnie jakby
zastygła w miejscu i zrobił się z niej kamień.
—
Ciebie też miło w końcu poznać — odezwała się Alicja i lekko dygnęła przed
dziewczyną, jak przystało — masz pewnie wiele pytań, prawda? Wszystko wyjaśnimy
ci w drodze do zamku Białej Królowej.
Brzmiało
to nieprawdopodobnie. Nadia nie mogła wykrztusić z siebie choćby jednego słowa,
ale nie musiała też nic mówić. Po prostu pozwoliła, aby Alicja i Lyra ją
poprowadziły do zamku, bo tam czekały na nią wszystkie odpowiedzi na wszystkie
pytania.
~*~
— Czyli to wszystko to prawda?
Alicja
skinęła głową w odpowiedzi. Może to brzmiało nieprawdopodobnie, ale było
prawdą.
— Chyba potrzebuję więcej czasu, żeby to przetrawić
— powiedziała cicho i pokręciła lekko. Wciąż do niej to nie docierało, choć
nawet nie minęło dużo czasu. Nie rozumiała dlaczego im jest potrzebna i na co
ją tu ściągnęły, choć bardzo ładnie jej to zostało wytłumaczone. I Smiley.
Smiley, który potrafił rozmawiać! Tego było o wiele za dużo. Droga do zamku
była taka jaką zapamiętała, a raczej jaką sobie wyobraziła. Fakt, że kilka
różnych światów ze sobą żyło było czymś nie do przyjęcia.
Tak
samo jak rozmowa z Alicją czy Lyrą. To było ciężkie do przyjęcia. Nie były
przecież prawdziwe, tylko wytworem cudzej wyobraźni. Ktoś je stworzył, przelał
swoje myśli na papier, a teraz się okazywało, że to jednak nie były tylko
książki, ale coś o wiele lepszego. Musiała minąć dłuższa chwila zanim wszystko
sobie ułożyła w głowie i była gotowa na to, aby zmierzyć się z reszta
książkowych postaci. Sama rozmowa z Białą Królową była dość… dziwna. I sam
fakt, ze miała się zmierzyć z jej siostrą był wręcz nie do przyjęcia, ale czy
mogła odmówić? Oczywiście, że nie! Chciała podjąć się tego wyzwania, choć z
drugiej strony to nadal wyglądało nadzwyczaj dziwnie. Normalnie sądziłaby, że
podczas spaceru straciła przytomność, mocno się uderzyła, a teraz śniła o
dziwnych rzeczach. Jednak coś mówiło jej, że wcale tak nie jest.
I
naprawdę nie mogła się doczekać czekających ją przygód.
~*~
Oddychała
ciężko, a serce waliło jej w piersi. Zupełnie jakby chciało uciec jak najdalej
stąd. Wcale mu się nie dziwiła, bo sama z wielką chęcią chciałaby teraz uciec.
Na początku sądziła, że to fajna przygoda – jak każda inna. Z czasem, kiedy
cały plan został rozpisany w szczegółach, zaczynało być jej niedobrze. Wszystko
było nie tak jak sobie wyobrażała. Chciała przeżyć przygodę życia – i
przeżywała, żeby nie było! - ale spodziewała się czegoś zupełnie innego. Bała
się teraz postawić chociażby krok.
Szalony
Kapelusznik stał obok niej, a raczej dygotał i powtarzał „Wielkie głowy
nadchodzą, wielkie głowy nadchodzą”, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Zupełnie
jakby to, że zaraz może stracić życie w walce z pupilkiem Czerwonej
Królowej było czymś zabawnym! Wszyscy ją zapewniali, że sobie poradzi i
wszystko będzie dobrze, ale nie mogła w to uwierzyć. Starała się, bo w końcu
była teraz w Krainie Czarów, a znalazła się tu za pomocą magicznego Pyłu, który
otwierał portale do innych światów. Niedorzeczne, prawda? A jak prawdziwe…
Czekała na finał tej walki, która jeszcze się nawet nie rozpoczęła.
Nadia
była pewna, że przegra. Nigdy nikogo nie zabiła, a teraz miała pozbawić życia
istotę, która jest od niej o kilka razy większa! Trzymał się z tyłu, za armią
królowej, ale doskonale widać było ogromne, czerwone skrzydła, a kiedy otwierał
pysk razem z nim wypuszczał dym. Wyglądało to tak samo, kiedy oddycha się na
mrozie. Ogarniał ją coraz większy strach, zastanawiała się czy nie będzie
lepiej się wycofać. Chciała nawet to zrobić, ale nie mogła się nawet cofnąć!
Czuła się jak w potrzasku. Odwagi wcale jej nie dodawały słowa, które
zapewniały, że sobie świetnie poradzi. Po każdym takim słowie czuła się jeszcze
gorzej, paskudnie wręcz! Mogła przysiąc, że trzęsie się jak podczas febry i to
wcale jej nie pocieszało. Adrenalina zwykle dodawała trochę odwagi, a w jej
przypadku raczej ją zabierała i podsycała strach. Chciała wykrzyczeć wszystkim,
że wierzy i ma już dość, żeby zabrali ją z powrotem do domu. Bardziej chyba
przerażał ją Smiley, który był najbardziej gotowy ze wszystkich. Niezbyt duży
piesek, gotów do tego, aby rzucić się innym do gardła. Czując czyjąś dłoń
zaciskającą się na jej, miała wrażenie, że jest odrobinkę lepiej. Lyra
wspierała ją całą sobą, bała się nadal, ale wiedząc, że obok siebie ma taką
osobę – a raczej osoby – nic nie mogło pójść źle.
Trudno
było stwierdzić, kiedy wszystko się zaczęło. Bała się tego, ale kiedy przyszło
co do czego cały strach z niej uleciał i wiedziała co ma robić. Wydana jej broń
już przestała być ciężka w dłoni, sprawnie się nią posługiwała i tak samo
unikała ciosów, które inni chcieli jej zadać. To była jednak dopiero
rozgrzewka, po pokonaniu armii czekał na
nią jeszcze smok. Ogromny, przeraźliwy stwór, który z każdą
chwilą rósł w jej oczach. Czerwona Królowa nie wyglądała na zadowoloną z tego,
że to ona ma przewagę, a jej armia z każdą chwilą robi się coraz mniejsza i
mniejsza. Widziała strach na jej twarzy. Posiadała jednak jeszcze nadzieję w
postaci swojego pupila, który przecież jednym zionięciem mógł sprawić, że
wszystko stanie w płomieniach. Nadia bała się tego, że właśnie to może się
wydarzyć, a jednak… Jednak tak nie było. Kiedy doszło do walki wręcz z wielkim
jaszczurem nie wykorzystał tego, w zasadzie to co się wydarzyło było trudne do
opisania i nie wiedziała. Była blisko tego, aby zatopienia stali w ciele
jaszczura wszystko zaczęło się rozmazywać. Postacie dosłownie rozpływały się w
powietrzu, zostawał z nich tylko drobny pył, który po chwili również znikał.
Nie minęło dużo czasu, a Nadia została zupełnie sama. Tylko na moment, krótką
chwilę, bo i ją spotkało to samo.
~*~
Otworzyła
oczy podnosząc się do siadu.
Była
zgrzana, oddychała ciężko i wcale nie była w swoim pokoju, jak tego oczekiwała.
Znajdowała się pod drzewem, a obok była dziura. Lecz o wiele mniejsza, niż
wcześniej. Kręciło się jej w głowie, nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić i
pewnie siedziałaby tak skołowana cały czas, gdyby nie usłyszała znajomego głosu
za sobą.
—
Dobrze się z tobą bawiłyśmy — powiedziała Lyra i uśmiechnęła się. Wyciągnęła do
Nadii dłoń, aby pomóc jej wstać z ziemi. — Mam nadzieję, że zapamiętasz to na
długi czas.
— Ale
ja nie skończyłam… I jak… jak się tu znalazłam z powrotem?
— Nie
chodziło wcale o to, żebyś podjęła walkę ze smokiem, albo z armią. Miałaś tylko
uwierzyć.
—
Spotkam was jeszcze? — zapytała z nadzieją.
To nie
mogło się przecież skończyć tylko na tym, prawda? Musiał istnieć sposób na to,
aby jeszcze kiedyś znowu mogły się spotkać. Czuła, że naprawdę mogłaby się
zaprzyjaźnić z Lyrą i Alicją. Nie chciała kończyć tej przygody. Dopiero po
chwili uzmysłowiła sobie, że ma na sobie nadal sukienkę, którą musiała założyć
tam.
—
Możliwe — odparła wymijająco — wracamy, Alicjo?
—
Wracamy.
Stała
z boku, a przy jej nogach siedział Smiley i obserwowali oboje jak za pomocą
Pyłu Lyra przenosi się do swojego świata. Pan znowu był ćmą, która latała obok
ucha Lyry, a Alicji towarzyszył Biały Królik. Trudno było się im pożegnać, choć
wszyscy sądzili, że pójdzie gładko – to wcale tak nie było. Pierwsza zniknęła Lyra. Weszła do
portalu, przez krótką chwilę Nadia mogła zajrzeć do jej świata. Magicznego i
zupełnie innego od niej. Widziała ludzi, a obok nich ich dajmony, które dumnie
kroczyły bądź latały obok. I wiedziała, że kiedyś będzie musiała zrobić
wszystko, aby znaleźć się w świecie przyjaciółki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz