W pewien marcowy poranek, w niewielkim mieszkaniu na warszawskim
Mokotowie, młody mężczyzna zerwał się raptownie z łóżka, jakby ktoś wylał mu na
głowę wiadro zimnej wody.
Adam, bo tak nazywał się chłopak, przez kilka sekund nie wiedział, gdzie
był i co się stało. Serce biło mu jak szalone, a po plecach i skroniach
spływały mu stróżki zimnego potu. Dopiero po chwili, gdy zdał sobie sprawę, że
po raz kolejny śnił mu się koszmar, opadł bezwładnie na łóżko i westchnął cicho
z bezsilności. Niedawno obchodził dwudzieste piąte urodziny, a wciąż borykał
się z demonami przeszłości, które od ponad piętnastu lat dręczyły go niemal
każdej nocy.
Chłopak przekręcił się na bok i spojrzał na zegarek -
dochodziła siódma. Ponieważ niedługo i tak zadzwoniłby jego budzik w komórce,
nie zamierzał nawet próbować ponownie zasnąć, zamiast tego spuścił nogi na
podłogę i przetarł zaczerwienione oczy. Spał niespełna sześć godzin, był
kompletnie wykończony, dlatego najchętniej w ogóle nie ruszałby się dzisiaj z
domu. Niestety, o dziewiątej zaczynał pracę, a wieczorem -
około dziewiętnastej - umówił się ze swoją dziewczyną. Nie mógł wziąć wolnego,
a spotkania z Magdą nie odwołałby za żadne skarby, nawet gdyby ktoś
zaproponował mu w zamian milion w gotówce.
Adam pozwolił sobie na jeszcze jedno ciche westchnięcie, nim w końcu
podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki. Najpierw wziął szybki prysznic,
potem zgolił trzydniowy zarost i umył zęby, a na koniec, gdy skończył poranną
toaletę, zapatrzył się w swoje lustrzane odbicie. Uśmiechnął się, spojrzał
sobie głęboko w niebieskie oczy i przejechał ręką po mocno zarysowanej szczęce,
po czym nagle zmarkotniał i kolejny raz zastanowił się nad tym, dlaczego znowu
to sobie robił. Od jakiegoś czasu miał dziwny nawyk wykonywania kilku nic nie
znaczących czynności i mimo że naprawdę starał się coś z tym zrobić, wszelkie
jego działania kończyły się niepowodzeniem.
Niedługo później, ubrawszy się w czarne spodnie i zieloną koszulę, Adam poszedł do kuchni i wstawił wodę na kawę. Przygotował
sobie kilka kanapek z szynką i serem, a potem, czekając, aż woda zacznie się
gotować, stanął przy oknie i bez szczególnego zainteresowania przez nie wyjrzał.
Odruchowo spojrzał w niebo i niemal
niezauważalnie się skrzywił; gęsta warstwa chmur zwiastowała obfite opady
śniegu, co nie bardzo mu odpowiadało. Nienawidził zimna i białego puchu, a
jeszcze bardziej nienawidził nieustannie zmieniającej się pogody. Wczoraj, gdy
szedł do pracy, termometry wskazywały kilka stopni powyżej zera, świeciło słońce
i naprawdę chciało się żyć. Dzisiaj natomiast było szaro i ponuro, nic nie
wskazywało na to, by miało się rozpogodzić, a do tego wiał mocny wiatr, o czym
świadczyła fruwająca nad chodnikiem foliowa reklamówka.
Nagle czajnik zaczął wydawać z siebie narastający gwizd, więc Adam
odszedł od okna i napełnił kubek wrzątkiem. Usiadł przy stole, zjadł
przygotowane wcześniej śniadanie i w spokoju wypił kawę.
* *
*
Kilka minut po ósmej Adam wyszedł z domu. Szczelniej owinął się
płaszczem, bo lodowate uderzenia wiatru sprawiały, że drżał z zimna. Był
wysokim i dość szczupłym chłopakiem, co w okresie jesienno-zimowym
było dla niego dość uciążliwe. No bo jak miało mu być ciepło, skoro nie miał
ani grama tłuszczu, który mógłby go ogrzać?
Spojrzał na zegarek i widząc, że miał jeszcze chwilę do autobusu, wszedł
do pobliskiej piekarni i kupił sobie drożdżówkę na drugie śniadanie. Nie musiał
tego robić, bo pracował w kawiarni, więc akurat na utrudniony dostęp do słodyczy
nie mógł narzekać. Zapłaciwszy za bułkę, ruszył w stronę przystanku, po drodze
zahaczając o kiosk. Kupił pierwszą lepszą gazetę, ale nie zdążył nawet zerknąć
na stronę tytułową, bo kątem oka zauważył, że na przystanek podjechał jego
autobus.
Adam zerwał się do biegu i w ostatniej chwili wskoczył do pojazdu. Zaraz
potem autobus ruszył, więc chłopak zajął jedno z ostatnich wolnych miejsc i od
razu wziął się za czytanie. Jego uwagę niemal natychmiast przykuł lakoniczny
artykuł, który znajdował się w prawym dolnym rogu.
Zwłoki w Lesie Kabackim!
Wczoraj, w godzinach popołudniowych, na skraju Lasu Kabackiego znaleziono
zwłoki nastoletniej dziewczyny. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że ofiarą jest
Agnieszka R. -
studentka Uniwersytetu Warszawskiego, która zaginęła niespełna miesiąc temu. Niestety,
policjanci, którzy dokonali wstępnych oględzin miejsca zdarzenia, odmówili udzielenia
odpowiedzi na jakiekolwiek pytania dotyczące szczegółów zbrodni. Udało nam się
jedynie porozmawiać z kobietą, która wezwała odpowiednie służby, dzięki czemu
dowiedzieliśmy się, że na ciele ofiary znajdowało się wiele śladów świadczących
o tym, że przed śmiercią została dotkliwie pobita, wręcz torturowana.
Najbardziej intrygujący jest jednak fakt, że młoda kobieta miała wypalony znak
na prawym ramieniu, który - o zgrozo - do złudzenia przypominał smoka.
Nie wiemy, kto stoi za tą okrutną zbrodnią, wiemy natomiast to, że zwłoki
znalezione w Lesie Kabackim nie są pierwszymi, na których ktoś postanowił się w
tak okropny sposób wyżyć. Czyżby po Warszawie krążył seryjny morderca, który
czerpie perwersyjną przyjemność z mordowania młodych kobiet i oszpecania ich
nieskazitelnych ciał?
* *
*
Gdy dwadzieścia minut później Adam dotarł do kawiarni, zapomniał już o
zwłokach, o których przeczytał w gazecie. Był zbyt podekscytowany perspektywą
czekającej go randki, żeby przejmować się trupem dziewczyny, której nawet nie
znał. Może brzmiało to okropnie, może nie miał w sobie za grosz empatii, ale
jakie to miało znaczenie? Zamartwianie się każdą zbrodnią tego świata nie
sprawi, że stanie się on przez to lepszy.
-
O, cześć. -
Zza kontuaru wynurzył się Michał, barista i najlepszy kumpel Adama. - Nie
słyszałem, kiedy wszedłeś.
Chłopak pokręcił głową i uśmiechnął się z politowaniem.
-
Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiał otwartych drzwi? Choćby do środka
wpadło stado rozwrzeszczanych dzieciaków, to ty i tak niczego byś nie usłyszał.
Zobaczysz, któregoś dnia cię okradną i obaj za to bekniemy.
Michał wzruszył tylko ramionami, więc Adam zdjął płaszcz i poszedł na
zaplecze, żeby przygotować się do pracy. Miał około pół godziny, by sprzątnąć
salę, nim pojawią się pierwsi klienci.
-
Słuchaj, muszę cię o coś zapytać. - Michał poszedł za Adamem na zaplecze. - Jak
ci się układa z tą twoją nową dziewczyną? - Zmarszczył brwi, usilnie
się nad czym zastanawiając. - Cholera, jak ona miała na imię?
-
Magda -
odparł, wyraźnie się rozpromieniając. - Myślę, że całkiem dobrze.
Wiesz, niedługo ma urodziny, więc szykuję dla niej niespodziankę. Dzisiaj z kolei zabieram ją na randkę do tej nowej
restauracji na Krakowskim Przedmieściu. - Zamilkł na chwilę, jakby
zdał sobie sprawę, że mówił od rzeczy. - A czemu pytasz?
-
Na serio się wkręciłeś, co?
-
Jak cholera.
Michał skinął głową, bo spodziewał się takiej odpowiedzi, choć musiał
przyznać, że nie napawało go ona optymizmem.
-
A nie uważasz, że dziewczyna, którą poznałeś w klubie, nie jest odpowiednią
kandydatką do stałego związku?
-
Nie, nie uważam -
odpowiedział ostrzej niż zamierzał. Ta rozmowa coraz mniej mu się podobała. - O co
ci w ogóle chodzi? Przecież sam mówiłeś, że Magda to niezła laska.
Na kilka sekund zapadła głucha cisza. Michał wyglądał na zagubionego, ale
urażona mina Adama uświadomiła mu, że skoro zaczął tę rozmowę, musiał ją także skończyć.
Może nie powinien poruszać tak poważnych tematów przed pracą, ale nie miał
innego wyjścia. Im wcześniej powie kumplowi prawdę, tym lepiej.
-
Spotkałeś się z nią wczoraj?
-
Nie. -
Pokręcił głową, jakby werbalne zaprzeczenie nie miało żadnego znaczenia. - Chciałem,
ale Magda ma dzisiaj kolokwium, więc powiedziała, że musi się pouczyć.
Michał uśmiechnął się pod nosem, choć wcale nie było mu do śmiechu.
-
Przykro mi, stary, że muszą ci to powiedzieć, ale... Magda cię okłamała.
-
Co ty pieprzysz!? -
Tego już była za wiele. Adam wlepił w przyjaciela wściekłe spojrzenie i naprawdę
musiał się hamować, by nie rzucić się na niego z pięściami. - No mów!
-
Magda nie uczyła się do żadnego egzaminu, bo widziałem ją na mieście! -
powiedział szybko. -
Byłem wczoraj z dziewczyną w kinie. Zanim zaczął się film, wyszedłem z sali,
żeby kupić popcorn i coś do picia, no i właśnie wtedy spotkałem Magdę. Nie była
sama.
Adam odetchnął z ulgą, a złość uleciała z niego niczym powietrze z
dziurawej opony.
-
Michał, przyjacielu! - zaśmiał się nerwowo. - Uwielbiam cię, serio, ale
jeśli jeszcze raz mnie tak nastraszysz, to przysięgam, że zrobię ci krzywdę.
-
To nie wszystko.
-
To znaczy?
-
Nie przyszła tam z żadną koleżanką, tylko z chłopakiem.
Adam przewrócił oczami.
-
A nie pomyślałeś, że to ktoś z rodziny? Na przykład jej brat?
-
Pomyślałem. Problem w tym, że nie znam żadnej dziewczyny, która w taki sposób
całowałaby swojego krewnego. - Przyjaciel już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz
Michał szybko go uciszył. - Domyślałem się, że mi nie uwierzysz, dlatego zrobiłem
jej zdjęcia. Masz, sam zobacz. - Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej swój telefon.
Zmrużywszy oczy, Adam rzucił okiem na wyświetlacz i od razu rozpoznał
Magdę. Serce na chwilę przestało mu bić, a na jego twarzy pojawiły się złość i
gniew. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak wkurzony.
-
A to suka!
-
Przykro mi, stary. Naprawdę.
Adam pokiwał głową. Milczał dłuższą chwilę, usiłując ogarnąć sytuację.
-
Nie przejmuj się. To nie twoja wina.
-
I co zamierzasz?
-
Wrócić do pracy. Nie będę rozpaczać po kimś takim - dodał cicho, po czym minął
zaskoczonego Michała i poszedł na salę. Miał plan, ale lepiej, żeby przyjaciel
o nim nie wiedział.
* *
*
Adam cały dzień czuł się jak tykająca bomba, mimo to nie odwołał randki i
o dziewiętnastej spotkał się z Magdą we wcześniej umówionym miejscu.
-
Jak kolokwium? -
zapytał, nie mając zamiaru psuć sobie zabawy i zawczasu przyznać się do tego,
że zna prawdę. Chociaż był wściekły, że Magda przyprawiła mu rogi, odczuwał
dziwną ekscytację, słuchając jej kłamstw i doszukując się w jej zachowaniu
fałszywych gestów, których wcześniej nie zauważał.
-
Całkiem nieźle. Opłacało się zakuwać do trzeciej w nocy.
-
Zapewne -
odpowiedział, lustrując ją od stóp do głów.
Magda włożyła na siebie obcisłą sukienkę, która idealnie eksponowała jej długie
nogi i jędrne pośladki. Była naprawdę ładna, wręcz zabójczo seksowna, mimo to Adama
najbardziej urzekły jej błękitne oczy. Szczerze mówiąc, nadal na niego działały,
dlatego trudno mu było uwierzyć, że jeszcze rano chełpił się swoim szczęściem, a
tymczasem ostatnie dwa tygodnie były wierutnym kłamstwem.
-
Idziemy? -
zapytał, odsuwając na bok wszelkie niechciane myśli.
-
Jasne. -
Uśmiechnęła się szeroko. - Wiesz, myślałam, że kupisz mi kwiaty albo czekoladki i zabierzesz do jakiejś
budki z kebabem. Naprawdę mnie zaskoczyłeś, kiedy zdradziłeś mi swoje plany, więc...
przepraszam, że cię nie doceniłam.
-
Nie przejmuj się. -
W jego oczach pojawił się dziwny błysk. - Zapewniam cię, że jeszcze
dzisiaj będziesz miała okazję mnie za wszystko przeprosić. A na razie cieszmy
się randką!
Weszli do środka. Zostawili płaszcze w szatni, a potem przeszli do
głównej sali, gdzie Adam zarezerwował stolik w najbardziej odosobnionej części
pomieszczenia. Nie przeszkadzali mu inni ludzie, wręcz przeciwnie, na co dzień
lubił się nimi otaczać i naprawdę chętnie to robił. Dzisiaj po prostu chciał
mieć pewność, że może swobodnie porozmawiać z Magdą na każdy temat, nie musząc
martwić się tym, że ktoś coś przypadkiem usłyszy lub ich podsłucha.
-
Proszę nam dać kilka minut - powiedział Adam, gdy zajął swoje miejsce, a kelner
wręczył im karty dań.
-
Oczywiście -
odparł mężczyzna, uśmiechając się służalczo. Zaraz potem odszedł gdzieś na bok,
skupiając się na obsłudze innych gości.
Przez kilka sekund przy stoliku panowała głucha cisza.
-
Co powiesz na duszonego królika w
sosie śmietankowo-ziołowym?
-
Nie wiem -
odparła, na co Adam uniósł brwi. - Może być królik.
-
Na pewno? Jeśli masz ochotę na coś innego, to wal śmiało.
-
Królik będzie w porządku.
Adam przywołał kelnera i złożył zamówienie.
-
Poprosimy dwa razy duszonego królika w sosie śmietankowo-ziołowym, a do tego jakieś
dobre wino. Niestety nie znam się na trunkach, więc zdaję się na pana gust i
doświadczenie. -
Mężczyzna skinął głową, zapisał wszystko w notatniku i poszedł do kuchni.
-
No dobrze, to może powiesz mi teraz coś o tym swoim egzaminie? -
zaczął Adam, gdy ponownie został z dziewczyną sam na sam. - Czym
was tak męczą na tych studiach, że nawet nie chciałaś się ze mną spotkać? -
powiedział spokojnym, wręcz żartobliwym tonem. Nie chciał, by w jego głosie
zabrzmiały wyrzuty, mimo że sam nie wiedział, dlaczego mu na tym zależało.
Magda uśmiechnęła się szeroko, choć teraz, gdy Adam znał prawdę, ten
uśmiech wydał mu się naprawdę wymuszony.
-
Kochanie, bądź poważny. - Myślała, że Adam tylko się zgrywa, lecz jego mina
jednoznacznie wskazywała na to, że wcale nie żartował. - Naprawdę chcesz rozmawiać
o moich studiach? Na randce?
-
Czemu nie? Lubię inteligentne dziewczyny, więc z chęcią posłucham czegoś
mądrego.
Dziewczyna zaśmiała się odrobinę nerwowo i ewidentnie bała się spojrzeć
mu w oczy. Adam udawał uprzejmie zainteresowanego, starając się nie parsknąć
pod nosem i nie wykrzyczeć na głos wszystkich swoich racji.
-
Może dlatego, że kodeks karny, jak każdy kodeks zresztą, jest nudny i nie ma w
nim nic ciekawego.
Nim Adam zdążył cokolwiek powiedzieć, zjawił się kelner, przynosząc dwa
kieliszki i butelkę białego wina. Błyskawicznie ją otworzył, jeszcze szybciej
rozlał alkohol, a potem w milczeniu wrócił tam, skąd przyszedł.
-
A ja myślę, że chodzi o coś zupełnie innego - kontynuował rozmowę Adam.
-
Po prostu egzamin nie poszedł ci zbyt dobrze i boisz się, że go oblejesz. Ale
niech będzie. Porozmawiajmy o czymś innym.
-
Okej, masz mnie -
podchwyciła Magda. -
Jestem przerażona! Uczyłam się tyle czasu, a wszystko wskazuje na to, że będę
miała poprawkę!
Adam uśmiechnął się półgębkiem, starając się nie zareagować śmiechem na
tę marną grę aktorską.
-
Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze. - Sięgnął po wino i
poczekał, aż dziewczyna zrobi to samo. - Zdrowie! - Napili
się.
Odstawiwszy na stół kieliszki, Magda niemal niezauważalnie się spięła i
machinalnie sięgnęła po swoją torebkę. Gdy zdała sobie sprawę, co zrobiła,
wyciągnęła lusterko i skrzywiła się teatralnie.
-
Och, nie! Muszę poprawić makijaż. - Wstała ze swojego miejsca i uśmiechnęła się
przepraszająco. Adam udał, że w jej zachowaniu nie było niczego dziwnego.
Starał się również wyglądać tak, jakby nie usłyszał dźwięku świadczącego o tym,
że otrzymała SMS-a.
-
Idę do toalety. Zaraz wrócę.
-
Jasne.
Gdy Magda poszła do łazienki, Adam odetchnął z ulgą. Szczerze mówiąc,
randka niemiłosiernie mu się dłużyła i marzył tylko o tym, by jak najszybciej
się skończyła. Wiedział jednak, że nim wróci do domu, będzie się musiał jeszcze
trochę pomęczyć.
* *
*
Godzinę później, zjadłszy duszonego królika,
Adam miał ochotę na deser. Zaproponował Magdzie szarlotkę z lodami waniliowymi,
ta jednak wyglądała na coraz bardziej zmęczoną i oznajmiła, że chce wrócić do
domu. Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową i przywołał kelnera, by uregulować
rachunek. Chwilę później zapłacił za kolację, odebrał płaszcze i zaprowadził
przysypiającą Magdę do samochodu.
* *
*
Gdy Magda otworzyła oczy, pierwsze, co poczuła, to pulsujący ból z tyłu
głowy. Machinalnie chciała wymasować obolałe miejsce, ale wówczas zdała sobie
sprawę, że miała skrępowane ręce i nogi. Próbowała się poruszyć, lecz jej
działania nie przyniosły żadnego skutku. Zaczęła się bać. Nie wiedziała, gdzie
była, ani co się stało. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, to czuły uśmiech na
twarzy Adama, gdy zaczęła przysypiać w jego samochodzie.
-
Adam? -
powiedziała zachrypniętym głosem. Odchrząknęła kilka razy. - Jesteś
tutaj?! -
Tym razem jej głos zabrzmiał o wiele donośniej. Niestety, nikt jej nie
odpowiedział. Co się, do cholery, dzieje?!
Najgorsze w całej tej sytuacji było to, że Magda nic nie widziała. Tkwiła
w jakimś pomieszczeniu, tego była pewna, było ono jednak tak ciemne, że nie
robiło różnicy, czy miała oczy zamknięte, czy otwarte. Wiedziała, że z czasem
jej wzrok przyzwyczai się do ciemności, problem w tym, że była zbyt
zdenerwowana, by móc w spokoju usiedzieć na miejscu. Cierpliwość nigdy nie była
jej mocną stroną, a zważywszy na jej obecne położenie, nie miała co liczyć na
cud.
-
Niespodzianka! - Nieoczekiwanie
ktoś zaświecił jej latarką w twarz. Magda zamknęła oczy i odwróciła głowę, bo światło
oślepiało ją nawet przez przymrużone powieki. - Jak się czujesz?
Dziewczyna rozpoznała ten głos, ale w tej chwili sama nie wiedziała, czy
powinna się z tego cieszyć. Niby poczuła ulgę, lecz równocześnie rozum podpowiadał
jej, by miała się na baczności.
-
Adam?
-
Brawo! -
Adam zgasił latarkę, zapalił za to starą lampę naftową i kilka świec. - Nie
odpowiedziałaś na moje pytanie.
Przez kilka sekund panowała głucha cisza. Magda nie rozumiała, co się
wokół niej działo, poza tym głowa wciąż tak bardzo ją bolała, że nie mogła się na
niczym skupić.
-
Porwali nas? Gdzie jesteśmy? Dlaczego mnie nie rozwiążesz? -
zasypała go gradem pytań.
-
Nikt cię nie porwał. Dobrowolnie wsiadłaś do mojego samochodu, nie pamiętasz? - Jego
usta wygięły się w pogardliwym uśmiechu. - Jesteś studentką prawa, więc
nie powinnaś mylić tak podstawowych pojęć.
-
Co?
Adam wydał z siebie dziwny dźwięk, który w jego mniemaniu miał być chyba
śmiechem. Magda poczuła falę lęku. Wszystko wskazywało na to, że jej własny
chłopak wywiózł ją niewiadomo dokąd, związał ją i... No właśnie, co dalej? Co
teraz będzie? Nie potrafiła objąć rozumem sytuacji, w której się znalazła.
-
Dlaczego tu jesteśmy?
-
Nie podoba ci się niespodzianka?
-
Co ty pleciesz? -
starała się brzmieć spokojnie, mimo to nie udało jej się ukryć drżenia w
głosie. -
Adamie?
-
Muszę z tobą porozmawiać. - Magda chciała coś powiedzieć, lecz mężczyzna podniósł
rękę, dając jej tym samym znak, że jeszcze nie skończył. - Bez
świadków. Gdzieś, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzać. Bo mamy sobie wiele
do powiedzenia, prawda?
Zapadła głucha cisza. Nikt jej nie przerwał. Z każdym wypowiedzianym
słowem Magda czuła większy niepokój i rozumiała coraz mniej.
-
Nie wiem, co się dzieje, ale w ogóle mi się to nie podoba. Jeśli to ma być
jakiś żart, to w ogóle nie jest zabawny.
Adam uśmiechnął się półgębkiem, ale nic nie powiedział. Zamiast tego
przysunął sobie krzesło i postawił je naprzeciwko Magdy. Zdjął marynarkę,
niespiesznie podwinął rękawy koszuli, a potem gdzieś sobie poszedł. Gdy chwilę
później pojawił się z powrotem, w ręku trzymał butelkę wódki.
-
Zaczynaj -
powiedział spokojnie, siadając na krześle.
-
Ale co?
-
Możesz się wytłumaczyć. Jeśli twoje wyjaśnienia będą w miarę sensowne, to może rozstaniemy
się w zgodzie.
-
Nie wiem, o czym mówisz.
-
Oczywiście, że wiesz - odparł ostrym tonem, po czym przechylił butelkę i wziął
dwa dość spore łyki wódki. - Nie rób z siebie kretynki.
-
Naprawdę nie wiem! -
Wbiła w niego wściekły wzrok, co jedynie bardziej go zdenerwowało.
-
No dobrze, powiedzmy, że ci wierzę. - Zamilkł na chwilę, delektując się tą chwilą. Może Magda
starała się robić dobrą minę do zły gry, a może zwyczajnie nie rozumiała powagi
sytuacji. Nie miało to jednak znaczenia, bo on widział przerażenie w jej
oczach, poza tym w powietrzu czuć było odór strachu i rozpaczy. - Z
kim się wczoraj spotkałaś?
-
Z nikim. Przecież wiesz, że się uczyłam.
Adam pokręcił ze smutkiem głową, ale po raz kolejny nic nie powiedział.
Zamiast tego odszedł gdzieś na bok i... Magda nie widziała, co dokładnie robił.
Dopiero kiedy w ciemności mignął płomień zapalniczki, zdała sobie sprawę, że
Adam rozpalił w kominku.
Gdy chwilę później buchnął ogień, chłopak włożył coś do paleniska, jednak
Magda nie potrafiła stwierdzić, co to dokładnie było. Nie miała nawet czasu się
nad tym zastanowić, bo Adam wrócił na krzesło i popatrzył na nią z dziwnym
błyskiem w oczach.
-
Nie umiesz kłamać, to raz, a dwa, nie mam zamiaru słuchać dłużej twoich
bajeczek. -
Magda przełknęła głośno ślinę. Głos uwiązł jej w gardle i nie była w stanie
odpowiedzieć, choć, prawdę powiedziawszy, nie wiedziała nawet, jak mogłaby się
wytłumaczyć. -
Wiem, że byłaś wczoraj w kinie. Wiem też, że nie byłaś tam sama.
-
Ja... nic podobnego, ty tępy kutasie!
Adam zarechotał.
-
Jesteś idiotką. Ale spokojnie, gwarantuję ci, że niebawem pożałujesz tego, co
zrobiłaś. -
Poczuł, jak włoski na ramionach stają mu dęba, a całe ciało przeszywa dreszcz
uwielbienia zmieszanego z nieopisaną ekscytacją. - Wiesz, co robię z takimi
jak ty?
-
Gówno mnie to obchodzi.
Adam pokiwał głową ze śmiechem.
-
Twoja poprzedniczka powiedziała dokładnie to samo. - Dopiero teraz Magda w
pełni uświadomiła sobie, w jak rozpaczliwym położeniu była i ogarną ją zimny
strach. -
Nie toleruję zdrady, dlatego uważam, że takie... przewinienia należy potępiać. -
Odwrócił się w stronę kominka i zapatrzył się w ogień. - Jeszcze chwila -
powiedział bardziej do siebie niż do niej.
-
Co chcesz zrobić?
-
Zobaczysz. -
Podszedł do paleniska, założył leżącą obok niego rękawiczkę i wyciągnął z ognia
jakiś żelazny przedmiot. - Widzisz ten znak? Tego smoka? To będzie twoje piętno.
-
Co to, kurwa, ma znaczyć? - Magda była przerażona i nawet się z tym nie kryła.
-
Powiedziałem, że nie toleruję zdrady. - Stanął nad dziewczyną z
nagrzanym żelazem w ręku, zastanawiając się, w którym miejscu go użyć. - Mój
ojciec zdradzał matkę latami, a kiedy ta się o tym dowiedziała, popełniła
samobójstwo. Nie martwiła się o mnie, o swojego kilkuletniego syna, myślała
tylko o sobie. Wiele lat ją za to winiłem, ale teraz, kiedy wiem, jak się wtedy
czuła, wcale się nie dziwię, że postanowiła ze sobą skończyć. Ponieważ mój
ojciec miał wytatuowanego smoka na
piersi, wszystko, co choć trochę mi go przypomina, wywołuje we mnie obrzydzenie
i złość. Tak samo jak twój widok. Dlatego ty też musisz mieć na ciele smoka.
-
Boże, Adam, odbiło ci?! - Magda poczuła się tak, jakby metalowa dłoń zacisnęła
się nagle wokół jej serca. - Okej, zrobiłam źle, ale to chyba nie powód, żeby... -
Chłopak pokręcił głową. - Błagam, Adam!
-
Za późno. Ale miło, że przyznałaś się do błędu.
Magda zaczęła płakać.
-
Proszę, nie...
Adam tylko się uśmiechnął. Przerażenie, jakie malowało się na twarzy
Magdy, sprawiało mu niesamowitą przyjemność, nie mogło się jednak równać z tym,
jak się poczuł, gdy rozgrzane żelazo zetknęło się z jej skórą. Krzyki, które
wydobyły się z gardła dziewczyny, były muzyką dla jego uszu.
-
Niedługo masz urodziny. Potraktuj to jako prezent.
* *
*
-
Stary, słyszałeś?!
Adam był na zapleczu, gdy nagle do pomieszczenia wpadł Michał, który
wyglądał, jakby zobaczył ducha.
-
Co?
-
Niedawno wyłowili z Wisły ciało jakiejś dziewczyny.
Adam wytrzeszczył oczy.
-
Naprawdę?
-
Poczekaj, bo to jeszcze nie wszystko. Laska miała wypalony na piersi znak. Chyba
smoka, czy coś takiego. No ale to
nieistotne. Ważniejsze jest to, że ta dziewczyna wylądowała w rzece jakiś tydzień temu. Czyli mniej
więcej dzień po tym, jak zaginęła Magda.
Adam opadł na krzesło i przybrał zmartwiony wyraz twarzy.
-
Myślisz, że to ona?
-
Przykro mi, stary.
Adam spuścił głowę, udając, że załamał się tą wiadomością. W
rzeczywistości musiał ukryć swoją twarz, bo jego usta wygięły się w szerokim
uśmiechu -
uśmiechu człowieka, który był z siebie dumny. Ach, cóż za wspaniały dzień - pomyślał jeszcze.
KONIEC!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz